Świat najwyraźniej oszalał. Zamiast wyborami w USA, kryzysem bankowym i pełzającym kryzysem konstytucyjnym w Polsce zajmuje się wyborami prezesa PZPN. Taki wniosek można wysnuć czytając od kilku dni najważniejsze dzienniki.
Nie ma to sensu m.in. dlatego że, zważywszy na jakość kandydatów, wybór między Bońkiem a Latą to wybór między dżumą i cholerą. Obaj, najwybitniejsi niegdyś piłkarze na świecie, poza piłką się raczej nie popisywali. Lato był anonimowym senatorem partii, której wprost nie cierpię – defensywnej, pazernej, etatystycznej i szkodliwej. To, że kompletnie niczym się jako senator nie popisał, to chyba nawet lepiej. Lato nie potrafi mówić, jest antypatyczny, kompletnie pozbawiony pasji i minę ma taką, jakby non stop wąchał coś nieprzyjemnego. Boniek pasję ma, tylko nie wiem do czego. Był kompromitująco słabym trenerem kadry, który „spuścił” nas z poprzedniego Euro. Równie skutecznie zarządzał Widzewem Łódź, który „spuścił” do niższej klasy rozgrywkowej. Teraz ma zarządzać Związkiem. O Kręcinie nic nie można powiedzieć, bo to Pan Nikt. Człowiek, który mógłby być co najwyżej księgowym w skupie surowców wtórnych. Robi też z nich najgorsze wrażenie. Jedyne, co mi się w nim podoba, to nazwisko na epokę wielkiej korupcji i zarzuty prokuratorskie. No i sylwetka. Trochę się wyzłośliwiam, ale zaiste o całe piekło mniej, niż oni nade mną. A na następnym meczu sam zaśpiewam „Pieśń Palikota”.
Niestety zapewne najgorszego z nich wybiorą niepozbawieni obciachu betonowaci delegaci, dla których będzie tym lepiej, im gorzej będzie dla polskiej piłki.
Dlatego wolę się emocjonować wyborem między Obamą a McCainem. Tam wyborcy będą przynajmniej próbowali wybrać (ich zdaniem) lepszego.
Niestety zapewne najgorszego z nich wybiorą niepozbawieni obciachu betonowaci delegaci, dla których będzie tym lepiej, im gorzej będzie dla polskiej piłki.
Dlatego wolę się emocjonować wyborem między Obamą a McCainem. Tam wyborcy będą przynajmniej próbowali wybrać (ich zdaniem) lepszego.