Po raz pierwszy odkąd pamiętam polscy piłkarze udowodniając kibicom, że nie warto na nich stawiać złamanej złotówki, wprawili fanów w osłupienie. Zaskoczenie okazało się tak przykre i przytłaczające dla rozmarzonych Polaków, że złamane futbolowe serca musiała natychmiast pokrzepić ogólnoeuropejska kampania pod hasłem „Miej litość, pochwal Polaków”.
Gdy tylko przenikliwy dźwięk gwizdka szkockiego arbitra rozniósł się żałośnie po wrocławskim stadionie, pieczętując smutny los piłkarzy Franciszka Smudy, politycy, dziennikarze, UEFA i wszyscy eksperci od kopania piłki jęli przekrzykiwać się w pochwałach dla Polski. „Piłkarze ponieśli sromotną klęskę, ale my wygraliśmy! Jesteśmy wspaniali, nawet przewspaniali! To wielki sukces dla Polski! Stumilowy krok, arcykrok i kroczysko! Wiwat, biało-czerwoni!” – wrzeszczeli w telewizyjnych studiach celebryci, specjaliści i autorytety, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej bladego pojęcia.
Gdyby nie eurofestiwal litości dla Polski, w życiu nie spostrzegłbym tych wszystkich dobrodziejstw i luksusów, które przypadły nam, obywatelom w udziale dzięki organizacji piłkarskiego turnieju. Pociągnęliśmy wszak pierwszą w historii Polski autostradę do naszej stolicy, która co prawda zdążyła już "wzbogacić się" o kilka dziur, ale to nawet dobrze – będziemy jechać wolniej i przez to bezpieczniej. Postawiliśmy także wspaniałe sportowe areny, których część co prawda z nudów pokryje się po Euro pajęczynami (o ile oczywiście nie zdąży się rozsypać - wszak Stadion Narodowy sypał się już przed mistrzostwami), ale przecież nawet Koloseum uległo niszczącemu wpływowi czasu! Zaszaleliśmy też i odpicowaliśmy stare, obskurne dworce oraz posadziliśmy parę nowych malutkich przy stadionach. Teraz polskie pociągi, które pamiętają jeszcze młodość naszych dziadków, dumnie zjadą na nowiutkie perony z torów położonych przez okupantów i zaborców. Więc jakby nie patrzeć (czytaj: patrzymy tylko okiem polskim, huraoptymistycznym i żadnym innym) jest naprawdę nieźle.
Smutna prawda jest jednak taka, że Michel Platini i przyjaciele obsypując Polaków pochwałami za cudowną organizację mistrzostw w istocie nas krzywdzą i poniżają. Tak, tak - gratulowanie dużemu europejskiemu (czy my nie jesteśmy w Unii?) krajowi udanej organizacji sportowego turnieju przypomina chwalenie najgłupszego dziecka w klasie za poprawne zawiązanie sznurówek i niewykopyrtnięcie się na zęby na szkolnym korytarzu. Pochwalić możemy co najwyżej kibiców, którzy swoim poprawnym zachowaniem i tradycyjnie już znakomitymi dopingiem i zabawą pokazali dziennikarzom BBC środkowy palec, a także policję - bo przecież żaden Rosjanin nie wróci do rodzinnego kraju w trumnie. A organizacja Euro? A cóż w tym wielkiego?
Drodzy czytelnicy, czy kiedykolwiek źle zorganizowano piłkarskie mistrzostwa Europy? Czy w ogóle idzie spiep.... organizację turnieju, w którym kilkuset piłkarzy kopie piłkę ku uciesze zgromadzonych na stadionach, w pubach i przy telebimach kibiców, którzy tym się różnią od fanów futbolu z obrazka, jaki znamy z ligowych rozgrywek, że nie szprechają po polsku i jest ich troszkę więcej? Przecież te mistrzostwa organizuje nie jakaś federacja piłkarska, ile przede wszystkim państwo! A państwo na co dzień „organizować” musi budżet, służbę zdrowia, oświatę, służby porządkowe, przedpotopowe koleje, dziurawe drogi i kilkusettysięczną armię urzędasów.
Czym więc są trzy tygodnie kopania piłki, o której do czasu olimpiady w Londynie cały świat łaskawie zdąży zapomnieć? Ano stumilowym krokiem i wielkim zwycięstwem wszystkich Polaków. Cieszmy się. Oto cywilizowany świat zaakceptował nas w swoim ekskluzywnym gronie, poklepał radośnie po pleckach i przyznał, że rzeczywiście nie jesteśmy głupi i wiemy, jak wylewać beton. Bądźmy z siebie dumni!
Gdyby nie eurofestiwal litości dla Polski, w życiu nie spostrzegłbym tych wszystkich dobrodziejstw i luksusów, które przypadły nam, obywatelom w udziale dzięki organizacji piłkarskiego turnieju. Pociągnęliśmy wszak pierwszą w historii Polski autostradę do naszej stolicy, która co prawda zdążyła już "wzbogacić się" o kilka dziur, ale to nawet dobrze – będziemy jechać wolniej i przez to bezpieczniej. Postawiliśmy także wspaniałe sportowe areny, których część co prawda z nudów pokryje się po Euro pajęczynami (o ile oczywiście nie zdąży się rozsypać - wszak Stadion Narodowy sypał się już przed mistrzostwami), ale przecież nawet Koloseum uległo niszczącemu wpływowi czasu! Zaszaleliśmy też i odpicowaliśmy stare, obskurne dworce oraz posadziliśmy parę nowych malutkich przy stadionach. Teraz polskie pociągi, które pamiętają jeszcze młodość naszych dziadków, dumnie zjadą na nowiutkie perony z torów położonych przez okupantów i zaborców. Więc jakby nie patrzeć (czytaj: patrzymy tylko okiem polskim, huraoptymistycznym i żadnym innym) jest naprawdę nieźle.
Smutna prawda jest jednak taka, że Michel Platini i przyjaciele obsypując Polaków pochwałami za cudowną organizację mistrzostw w istocie nas krzywdzą i poniżają. Tak, tak - gratulowanie dużemu europejskiemu (czy my nie jesteśmy w Unii?) krajowi udanej organizacji sportowego turnieju przypomina chwalenie najgłupszego dziecka w klasie za poprawne zawiązanie sznurówek i niewykopyrtnięcie się na zęby na szkolnym korytarzu. Pochwalić możemy co najwyżej kibiców, którzy swoim poprawnym zachowaniem i tradycyjnie już znakomitymi dopingiem i zabawą pokazali dziennikarzom BBC środkowy palec, a także policję - bo przecież żaden Rosjanin nie wróci do rodzinnego kraju w trumnie. A organizacja Euro? A cóż w tym wielkiego?
Drodzy czytelnicy, czy kiedykolwiek źle zorganizowano piłkarskie mistrzostwa Europy? Czy w ogóle idzie spiep.... organizację turnieju, w którym kilkuset piłkarzy kopie piłkę ku uciesze zgromadzonych na stadionach, w pubach i przy telebimach kibiców, którzy tym się różnią od fanów futbolu z obrazka, jaki znamy z ligowych rozgrywek, że nie szprechają po polsku i jest ich troszkę więcej? Przecież te mistrzostwa organizuje nie jakaś federacja piłkarska, ile przede wszystkim państwo! A państwo na co dzień „organizować” musi budżet, służbę zdrowia, oświatę, służby porządkowe, przedpotopowe koleje, dziurawe drogi i kilkusettysięczną armię urzędasów.
Czym więc są trzy tygodnie kopania piłki, o której do czasu olimpiady w Londynie cały świat łaskawie zdąży zapomnieć? Ano stumilowym krokiem i wielkim zwycięstwem wszystkich Polaków. Cieszmy się. Oto cywilizowany świat zaakceptował nas w swoim ekskluzywnym gronie, poklepał radośnie po pleckach i przyznał, że rzeczywiście nie jesteśmy głupi i wiemy, jak wylewać beton. Bądźmy z siebie dumni!