Afganistan. Mój kierowca Dżamil

Afganistan. Mój kierowca Dżamil

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Postanowiłem pojechać samochodem do Mazari Szarif, Szeberganu i Sari Pol. Aby dotrzeć do celu potrzebna była zwykła taksówka z dobrym kierowcą, gdyż jest to obecnie najbezpieczniejszy środek transportu w całym Afganistanie.
Wyznaczona trasa to ponad siedemset kilometrów w jedną stronę, czyli przejazd przez Hindukusz i słynną przełęcz Salang, a potem nizinami północnego Afganistanu przez Mazari Szarif i Szebergan. Droga przez Salang nie jest łatwa, bo i w maju zdarzają się tu śnieżyce paraliżujące całkowicie ruch samochodów.

W miejscach szczególnie niebezpiecznych nawierzchnię chronią specjalnie zbudowane galerie, których łączna długość wynosi pięć kilometrów, natomiast zasadniczy tunel ma długość 2676 metrów i jest jednym z najwyżej wydrążonych tuneli na świecie, gdyż leży na wysokości 3300 metrów nad poziomem morza. Przy jego budowie pracowało prawie trzynaście tysięcy Afgańczyków i sześciuset specjalistów radzieckich, prace trwały sześć lat, a uroczyste otwarcie nastąpiło w 1964 roku.

Kiedy w 2002 i 2003 przejeżdżałem tę trasą wszystko było poniszczone; mosty wysadzone, a nawierzchnia w dziewięćdziesięciu pięciu procentach rozjeżdżona gąsienicami czołgów. Po 2004 roku mosty (około piętnastu) zostały odbudowane i prawie na połowie drogi położono nowy asfalt.

W 2010 roku do reperacji został asfalt w tunelu, galeriach i w miejscach gdzie zeszłoroczna powódź zniszczyła nawierzchnię.
Wszystko to i dużo więcej zrobiono w czasie toczącej się „wojny”!!

O godzinie szóstej rano udałem się na plac-dworzec Sare Kuhna Hair Hona, by tam potargować się o koszt przejazdu, ocenić samochód oraz wyczuć który kierowca najlepiej pasuje do tej ciężkiej podróży.

Na „dworcu”, jak zwykle kłębił się tłum klientów, kierowców, sprzedawców owoców i produktów przydatnych w podróży. Gwar i kakofonia dźwięków były chyba większe niż muzyka na festiwalu w Jarocinie. Znaczną część placu zajmowały stare, zdezelowane autobusy, których kierowcy i ich pomocnicy wykrzykiwali ile sił nazwę miejscowości do której pojazd się udawał: „Maaaazaaar!!!! Baaaglaaan!!! Baaaamjaaaan!!! Pandźszir!!! Puuuliihumriii!!! Kuuunduuuz!!!” czyli do wszystkich większych miast na północy Afganistanu.

Mnie interesowały taksówki i ich właściciele. Mój wzrok padł na około dziesięcioletni wóz combi i jego właściciela - szczupłego gościa w ciemnych okularach i chustą na głowie.

- Dzień dobry Aga ‘Panu’. Jak się Pan czuje? Czy wszystko jest w porządku? Czy może Pan jedzie do Mazari Szarif?
- Dzień dobry Aga ‘Panu’. Jak się Pan czuje? Czy wszystko jest w porządku? Tak jadę do Mazaru.
-Czy samochód jest w dobrym stanie? Ile Pan chce za jazdę do Mazaru?
-Panie, samochód jest w bardzo dobrym stanie i ma klimatyzację. Ja regularnie jeżdżę do Mazaru i w jedną stronę biorę sześćset dolarów.
- O, Boże! To my w Europie płacimy taniej za taksówki.
- Ja wiem , ale tu jest Afganistan.

Facet spodobał mi się, więc bez wahania opowiedziałem mu o swoich podróżniczych planach. Po dziesięciu minutach negocjacji, ustaliliśmy kwotę, którą mu będę płacił sukcesywnie w trakcie podróży. W umowie były punkt mówiący o obowiązkach kierowcy i moich. Dla mnie ważnymi punktami było niepłacenie za naprawy samochodu w tracie jazdy oraz za noclegi i wyżywienie kierowcy.

Obie strony były zadowolone z porozumienia i o to chodzi.

Kierowca przedstawił się, jako Dżamil z Kabulu. Ja, jako Tomek z Polski i rozpoczęliśmy rozmowę rozpoznawczą. O Polsce, życiu w Europie, o Afganistanie, wojnie i warunkach bytowych Afgańczyków w chwili obecnej czyli po wojnie (na północy kraju).
Po parunastu kilometrach Dżamil spytał mnie:
- Aga Tomek, czy zapalisz czars ‘haszysz’?
- Aga Dżamil obecnie nie palę, bo źle się czuję.
- Aga Tomek, czy pozwolisz, że zrobię sobie jednego skręta?
- Aga Dżamil, bardzo proszę pal sobie, o ile nie będzie to przeszkadzało nam w dotarciu do celu.
- Aga Tomek, jeżdżę dużo i palę dużo.
- Nusze dżon ‘smacznego’, ‘częstuj się’

Nie przerywając jazdy Dżamil wykruszył tytoń z papierosa, wyrzucił za okno większą jego część, mniejszą wysypał do zagłębienia w koszuli. Z bocznej kieszeni wyjął sporą grudę czarnego, mazarskiego haszyszu i dał mi powąchać. Po zapachu poznałem, że jest to świeży i mocny produkt.

Uśmiechnął się:
- Aga Tomek, może jednak zapalisz?
- Aga Dżamil, dziękuję teraz nie mogę.

Dżamil zaczął rozdrabniać część grudy i gdy uznał, że porcja jest adekwatna do jego potrzeby, pomieszał ją z reszką tytoniu. Potem, prowadząc samochód jedną ręką, drugą napełnił mieszanką pustą gilzę i podpalił. W samochodzie zapachniało i zrobiło się siwo od oparu. Zapach zawsze przypomina mi woń dymu z sosnowego igliwia.

Jeżdżę dużo po Afganistanie i wiem, że wielu kierowców lubi sobie zapalić podczas jazdy, a „spożyty” haszysz mało wpływa na komfort jazdy pasażerów, więc byłem spokojny.

Po wypaleniu papierosa, Dżamil wyjaśnił mi, dlaczego pali i zaczął opowiadać o swoim życiu:
- Aga Tomek, jak Taraki (pierwszy komunistyczny Prezydent) zrobił zamach stanu przeciwko Daudowi (ostatni demokratyczny Prezydent) w 1978 roku, byłem młodym mężczyzną. Pracowałem już dwa lata w „Garzandui” (odpowiednik naszego „Orbisu”), jako kierowca. Z turystami przejeździłem cały Afganistan i byłem bardzo zadowolony ze swojej pracy. Po dojściu do władzy przez komunistów turyści przestali do nas przyjeżdżać, a ja straciłem pracę. Zacząłem jeździć, jako taksówkarz i było też nieźle. Wtedy też powstały pierwsze oddziały mudżaheddinów.

Czy wiesz, kto był pierwszym mudżahedinem w Afganistanie? Otóż pierwszym był Hekmatjar! (znany fundamentalista i człowiek, który zniszczył znaczną część Kabulu). On pierwszy zorganizował oddziały do walki z komunistami. Na początku wojny Szah Masud był nikim. Dopiero jak zamordował swojego dowódcę i przejął po nim władzę stał się znanym Komendantem.

Jako młody, silny i zdrowy młodzieniec pragnąłem przyłączyć się do partyzantów. Mój ojciec nie pozwolił mi, mówiąc: „Synu, jesteś muzułmaninem i musisz spłodzić syna, to jest Twój święty obowiązek. Jak będziesz miał męskiego potomka, wtedy możesz iść na wojnę.” Więc ożeniłem się i po półtora roku przyszedł na świat mój syn – Asad. Po pół roku od narodzin Asada moja żona znów zaszła w ciążę. Nie czekałem na rozwiązanie na trzy miesiące przed urodzinami dziecka, ruszyłem do Pakistanu.

Baba Tomek, co ja przeszedłem podczas tej podróży to, niech Allach będzie mi świadkiem, ludzkie pojęcie przechodzi. Trzy tygodnie maszerowaliśmy przez Hindukusz. W górach pogoda jest zmienna, w ciągu paru minut wiatr przynosi mroźne opady dżola ‘zamarzniętego deszczu’, który niczym miliony szpilek kuł odsłonięte części ciała i potrafił zamrozić niedoświadczonego podróżnika w ciągu kilkunastu minut. Dużym problemem był brak jedzenia. Nie można było nieść zbyt dużo. Wydawało się, że każdy kilogram w górach ważył dziesięć razy więcej niż w Kabulu. Bywało, że nie jedliśmy nic przez kilka dni. Z reguły maszerowaliśmy nocą. W dzień komuniści korzystali z komunikatów radiowych swoich posterunków ustawionych w newralgicznych i strategicznych punktach, a ich helikoptery latające od świtu do zmierzchu szybko wypatrywały grupki ludzi. Śmigłowce natychmiast otwierały do nich ogień i strzelały rakietami, często wzywały bombowce, a te napalmem „czyściły” okolice. Ciężko było patrzeć jak moi znajomi giną na szlaku. Te trzy tygodnie to była droga przez dżihannam ‘piekło’.

Kiedy dotarłem do Pakistanu, trafiłem do obozu szkoleniowego. Po paru tygodniach treningów i zaprawy wojskowej, wysłano mnie z powrotem do Afganistanu.

Muszę Ci powiedzieć, że w Pakistanie żyliśmy w mało wygodnych warunkach i bardzo skromnie. Nie głodowaliśmy i mieliśmy swoje miejsce do spania. Dobrze wiesz, Pakistan jest keszware czatal 'brudnym miejscem', a ludzie są tam paskudni (taka jest tradycyjna wypowiedź każdego Afgańczyka).
Bardzo ucieszyłem się z powrotu we własne strony.

Przez trzy lata walczyłem, zabijałem ludzi i nie zaznałem spokoju. Postanowiłem wrócić do domu, szefem państwa był Babrak Karmal, w Kabulu był względny spokój, a ja miałem dosyć wojny. Miałem rodzinę, rodziców, żonę i dwóch synów. Musiałem na nich pracować, gdyż żołd wypłacany przez kumenduna ‘dowódcę' nie wystarczał na utrzymanie rodziny. Znowu zacząłem jeździć taksówką. Pierwsze dni we własnym domu były cudowne, problemy zaczynały się w nocy. W mojej głowie pojawiały się obrazy z frontu: samoloty, helikoptery. Słyszałem strzelaninę i wrzaski mordowanych ruskich lub naszych.
Dlatego zacząłem palić czars' haszysz', on mnie uspokaja- z uśmiechem powiedział Dżamil.

Moje rodzinne szczęście nie trwało długo, pewnego dnia, na ulicy w Kabulu, zatrzymała mnie żandarmeria wojskowa. Nie miałem zaświadczenia o odbytej służbie wojskowej, więc prosto z ulicy trafiłem do czynnej służby.

Teraz musiałem walczyć przeciwko dawnym towarzyszom broni!

Znowu trafiłem na trzy lata w „kamasze”. Na szczęście, dzięki znajomościom i sporemu bakszyszowi zostałem kierowcą w zaopatrzeniu przy wojskowym szpitalu. Praca niezła, ale znowu widziałem rannych, krew i słyszałem ich jęki. Nocami w koszarowych sypialniach trudno było mi zasnąć.

Dopiero siwy dym przywoływał spokojniejszy sen.

Po odbyciu służby, wróciłem do domu i do zawodu taksówkarza.

Swój życiorys Dżamil opowiadał cichym, spokojnym głosem. W trakcie podróży wypalił cztery podobne papierosy, ale nie zauważyłem u niego większych zmian w zachowaniu.
Jechał skupiony, ja też.

Ostatnie wpisy