Lanzmann kontra Arendt

Lanzmann kontra Arendt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wiemy od półwiecza, co Hannah Arendt myślała o Adolfie Eichmannie. Wiemy prawie wszystko. Po filmie Margareth von Trotty wiemy jednak jakby „banalnie” mniej. W dyskusji wywołanej filmem akcentuje się proces biurokratyzacji Holocaustu, wychodząc daleko poza zwykłą moralność. Jakby w tym obszarze historii nie było dla niej miejsca. Tymczasem Claude Lanzmann, autor „Shoah”, mówi: „Nie! Eichmann nie był prostym urzędnikiem. Eichmann był katem, był oprawcą”.
Gershom Scholem, najwybitniejszy współczesny filozof żydowski, zarzucił niegdyś Hannah Arendt sarkastyczne lekceważenie, z jakim potraktowała żydowska sprawę, w tym „Rady Żydowskie”, „Judenraty”, wreszcie rabinów czy funkcjonariuszy, którzy uznani zostali po wojnie za kolaborantów. Arendt uważała, że winę za Zagładę, w jakiejś mierze, ponosiły Judenraty.

To wzburza Lanzmanna. Mówi on teraz dla francuskiego tygodnika „Marianne”: „(...) prawdziwych kolaborantów, którzy wspomagali Nazistów, jak na przykład we Francji, nie było wśród Żydów. Byli jedynie w Warszawie, gdzie tworzyli grupę zwaną „Trzynaście”, gdyż mieszkali przy ulicy Leszno 13. Ich liderem był niejaki Gancwajch, zdrajca, który donosił Niemcom. Ale to były rzadkie przypadki. Inni, wybierani przez Niemców, nie mieli wyboru, bo inaczej groziła im śmierć. Każdy z nich próbował coś ocalić. Wierzyli w rozsądek niemiecki i w to, że Niemcy potrzebują Żydów do pracy, że jeśli będą pracować to unikną śmierci. Pomylili się. Bo śmierć Żydów była priorytetem dla Niemców”.

I jeszcze o osądzeniu Eichmanna: „pracując nad Shoah zrozumiałem, że był to proces ignorantów, w którym nawet prokurator mylił się, co do miejsc i faktów. To Ben Gurion chciał tego procesu, jako rodzaju usprawiedliwienia dla utworzenia państwa Izrael. A Hannah Arendt, która wyemigrowała wcześniej do Stanów Zjednoczonych i fakty znała tylko z daleka, opowiedziała głupoty, dużo rzeczy absurdalnych na temat Eichmanna i samego procesu. Jak powiedział Paul Attanasio w Washington Post: banalność zła nie jest niczym innym, jak banalnością słów pani Arendt”.

Czy film Margareth von Trotty jeszcze tę głupotę wznieca?

Claude Lanzmann pochylił się teraz nad sylwetką Benjamina Murmelstelina, jedynego prezesa Judenratu w Theresienstadt (Terezin) w Czechosłowacji, który nie został zgładzony przez Niemców i przeżył swój proces po wojnie. Swego czasu Murmelstelin poznał Adolfa Eichmanna w Austrii i opowiedział o nim Lanzmannowi podczas ich wspólnego spotkania, w trakcie kręcenia „Shoah”.

Teraz Lanzmann zrobił film o nim: „Le Dernier des injustes” (Ostatni z niesprawiedliwych).

Spotkanie z Murmelstelinem miało miejsce wiele lat temu w Rzymie. Lanzmann przeprowadził z nim obszerny wywiad. Byli razem w Jerozolimie. Ale nakręconego materiału nie wykorzystał w „Shoah”.
Opowiada: „Już samo nakręcenie Shoah wiązało się z olbrzymimi trudnościami i z potężnym wysiłkiem. Jeśli miałbym do tego dołączyć świadectwo Murmelsteina, film trwałby 20 godzin. Powiedziałem sobie wtedy, że później zobaczymy jak będzie. Świadomie zrezygnowałem. Sprawa Rad Żydowskich i wszystkiego, co z tego wynikało była bardzo trudna, ale przecież została przedstawiona w Shoah. Paradoksem było wtedy, że mógłbym mieć w filmie żywego prezesa Rady Żydowskiej, a zastąpiłem go nieżyjącym Adamem Czerniakowem z getta warszawskiego, który popełnił samobójstwo w lipcu 1942 roku, pierwszego dnia deportacji do Treblinki. Jeśli chodzi o Murmelsteina, to uderzyła mnie w nim jego wiedza, inteligencja i szczerość. Często mówił: nie mieliśmy czasu na myślenie. I to było w nim szczere, prawdziwe. Murmelstein wyznaje: nie wiedzieliśmy, nie zwracaliśmy dostatecznej uwagi. Nawet on, który przecież nie miał złudzeń, co do okrucieństwa Niemców. Nie kłamie, gdy mówi o komorach gazowych. Nie wiedział, czy to była prawda. Oni bali się deportacji z Theresienstadt. I nie byli w stanie wyobrazić sobie rzeczywistości takiej śmierci. Dla nich wtedy Birkenau było takim samym obozem jak Theresienstadt, tylko cięższym. Filip Muller powiedział w Shoah, że kto chce żyć, jest skazany na nadzieję . A oni wszyscy chcieli żyć”.

Ale dla Gershoma Scholema, Murmelstein zasługiwał wyłącznie na powieszenie. I dla wielu ocalałych z Zagłady również.

Film Lanzmanna wznieci z pewnością silne emocje. Reżyser broni się przed zarzutem wybielania Murmelsteina: „...znałem Scholema, był świadkiem na moim ślubie. Nie znałem Hannah Arendt. Scholem był człowiekiem łagodnym, nie zdolnym zabić muchy, chyba że brzęczały w jego ukochanej bibliotece. Kiedy Eichmann został skazany na śmierć, on był przeciw. Natomiast opowiedział się za powieszeniem Murmelsteina. To dlatego Benjamin powiedział o nim, że: „...jest to człowiek kapryśny, jeśli chodzi o wieszanie”.

Murmelstein spędził w więzieniu 18 miesięcy, ale sędziowie nie doszukali się jego winy i nie uznali go za kolaboranta. Stwierdzili raczej, że „...stawiał czoła Niemcom”.

Lanzmann twierdzi, że skoro w Sobiborze zagazowano 1250 Żydów, choć bunt wzniecili żołnierze Armii Czerwonej, a więc profesjonaliści obeznani z bronią i walką, to lekcja z „Le Dernier des injustes” jest taka, iż w pewnym momencie pozostaje tylko słuchać i być posłusznym. A siła, przemoc, walka są z góry skazane na niepowodzenie. Bo w Sobiborze uratowano wtedy zaledwie 50 Żydów.

Murmelsteinowi udało mu się uratować 120000 Żydów. To dlatego, tak często Lanzmann powraca do Sobiboru. Bo przecież Benjamin Murmelstein także walczył. Mówiono podczas jego procesu, że Niemcy chcieli zrobić z niego marionetkę, ale to właśnie ta marionetka zaczęła pociągać za sznurki. Lanzmann tak to widzi. Ale czy inni, uratowani z Zagłady, także? Przecież wielu widzi historię Judenratów, i tego w Terezinie także, jak Hannah Arendt.

Lanzmann, w jakimś sensie polemizuje z Arendt. Stara się usprawiedliwiać Rady Żydowskie. Jego film to opowieść o człowieku wyjątkowym: „wykształconym, światłym, inteligentnym. Ze wspaniałym poczuciem humoru i szczerym. Problem, któremu musiał stawić czoła, był taki sam, jak ten, z którym borykali się inni prezesi Rad Żydowskich - na przykład w Polsce. Niektórzy z nich mieli przerośnięte ego, bo tak tam było. Cieszyli się z posiadanej władzy. A przypadek Murmelsteina był inny. Getto w Theresienstadt było inne”.

Czy historycy polscy podzielą tę ostatnią opinię Lanzmanna?

Ostatnie wpisy

  • Po co komu szampan?30 gru 2013Amélie Nothomb, belgijska pisarka mówi dla Le Figaro, że bez szampana nie można żyć, a ona po raz pierwszy piła go jak miała pięć lat, na przyjęciu w ambasadzie. Był to Laurent-Perrier, który belgijska ambasada zamawiała wtedy na okolicznościowe...
  • Yasukuni27 gru 2013Premier Abe odwiedził Yasukuni. Chiny są oburzone. Europejskie media to oburzenie opisują. Że Abe złożył hołd japońskim zbrodniarzom wojennym.
  • Ostatnia ikona16 gru 2013Nelson Mandela został pochowany w Qunu. Przebywał tam po raz pierwszy jako pięcioletnie dziecko i po raz wtóry, kiedy wybrał to miejsce na swój pobyt, zaraz po tym, kiedy opuścił ostatecznie więzienie.
  • Gloria dla czystości lub Walezego21 cze 2013Francuzi mają wiele zasług w dziedzinach światowego stylu bycia – m.in. w branży perfumeryjnej, a także mlecznej. W tej pierwszej kwestii wiele nie dodam do ogólnej wiedzy, poza tym, że niedawno odkryłem, iż Cristobal Balenciaga kolaborował...
  • Mandeli “long walk to freedom“15 cze 2013Najpierw portal dw.de podał wiadomość o śmierci Nelsona Mandeli. Chwilę później wycofał tekst oraz informację o szoku światowej opinii publicznej tym spowodowanym i opublikował następujący komunikat: Retraction: Nelson Mandela. We regret that due...