Szczerze mówiąc męczy mnie nieustanne utyskiwanie na Henryka Sienkiewicza. Facet napisał świetne powieści, na których nie tylko wychowało się wiele pokoleń Polaków, ale które nadal da się czytać z wypiekami na twarzy, a nasi "artyści" i "komentatorzy" wciąż niezadowoleni. A to dlatego, że niepoprawny historycznie, a to dlatego, że źle przedstawił kobiety, Żydów, Ukraińców czy kogoś tam jeszcze. Nie brakuje też takich, co za Gombrowiczem ubolewają, że autor "Trylogii" to pisarz drugorzędny (ciekawe, że Sienkiewicz Nobla dostał, a Gombrowicz nie!).
Ostatnio swoimi przemyśleniami na temat Sienkiewicza podzielił się w "Rzeczpospolitej i na deskach krakowskiego Teatru Starego Jan Klata. I choć w jego uwagach wiele jest ciepła, to szczerze mówiąc bardziej uderzyło mnie niezmienne utyskiwanie na "Trylogię". Utyskiwanie, które przypomina mi moje własne lekcje polskiego, gdzie nauczyciele próbowali nam wybić z głowy zachwyt dla pióra, narracyjnego talentu i mistrzowskiego suspensu polskiego pisarza. Znowu bowiem usłyszałem, że Sienkiewicz uczy nas nieodpowiedniego typu patriotyzmu, że buduje syndrom oblężonej twierdzy, a do tego upiększa rzeczywistość.
To ostatnie, to nawet prawda. Ale, co z tego? Czy jest coś złego w pisaniu dla pokrzepienia serc? A także, czy należy ganić pisarza, że tworzy własną wizję świata i buduje z niej przesłanie dla sobie współczesnych? To tak, jakby zarzucać Homerowi, że zideologizował grecką przeszłość, że nie przedstawił ludzi takich jakimi są (choćby taka Helena, na pewno budziła się potargana, a tu opisy nieziemskiego piękna), a do tego służył wielkogreckim nacjonalistom do usprawiedliwiania odtrącenia barbarzyńców. Jakby tego było mało niewłaściwie przedstawił rolę kobiet w społeczeństwie i przez heroiczne opisy walk zbudował usprawiedliwienie zbrodniczego militaryzmu.Żeby uzupełnić tę analogię trzeba by jeszcze dodać całkowite pominięcie wychowawczego i narodotwórczego znaczenia Homera. Pominięcie zasług w greckiej paidei.
Podobnie brzmią niestety zarzuty do sienkiewiczowskiej "Trylogii". Ten świetny kawałek literatury jest bowiem w jakimś stopniu naszym narodowym eposem. Sienkiewicz przedstawia typy idealne (choć daleko takiemu Kmicicowi do ideału), przedstawia drogę oddania Ojczyźnie, które powinna być wzorcem (by wymienić Jana Skrzetuskiego, który wybiera walkę o Polskę, a nie o kobietę) i wreszcie poświęcenia dla Polski Michała Wołodyjowskiego. Te postaci bywają łzawe, czasem naszkicowane są zbyt jednoznacznie, ale... są opowieścią o tym, jacy chcielibyśmy być, o tym, jak siebie postrzegamy, i - co tu dużo ukrywac - jacy być powinniśmy. Bo ofiara z życia, poświęcenie dla dobra wspólnoty - to nie są wartości, które przeminęły.
Nie ma też, co ukrywać, że były takie momenty w naszej historii, gdy do działania, odwagi, zaangażowania wzywał właśnie Sienkiewicz (z Conradem do spółki). Pseudonimy żołnierzy AK jasno to pokazują. Ich ofiara, którą poprzedzało zupełnie normalne życie (z szaleństwami jak u Kmicica, poszukiwaniem miłości jak u Wołodyjowskiego czy tęgim piciem jak u Zagłoby), odnajdywała swój wyraz właśnie w "Trylogii", a jej bohaterowie byli wzorcami dla wielu młodych Polaków. Jednym słowem "Trylogia", jak eposy homeryckie (z zachowaniem stosownych proporcji), wychowywała pokolenia Polaków, ucząc ich miłości do ojczyzny, aż do ofiary z życia. To wychowanie nie przestało nam być potrzebne. Miłość do wspólnoty, która nas wydała pozostaje aktualnym wyzwaniem, także w zmienionych okolicznościach. I dlatego warto czytać Sienkiewicza, który wskazuje cele, a nie tylko je wyśmiewa.
A poza wszystkim innym on jest zwyczajnie znakomitym pisarzem, jednym z niewielu Polaków, którego czyta się z wypiekami na twarzy i po nocach. Takiego pióra i takiej zdolności snucia opowieści - życzę wszystkim jego krytykom.
To ostatnie, to nawet prawda. Ale, co z tego? Czy jest coś złego w pisaniu dla pokrzepienia serc? A także, czy należy ganić pisarza, że tworzy własną wizję świata i buduje z niej przesłanie dla sobie współczesnych? To tak, jakby zarzucać Homerowi, że zideologizował grecką przeszłość, że nie przedstawił ludzi takich jakimi są (choćby taka Helena, na pewno budziła się potargana, a tu opisy nieziemskiego piękna), a do tego służył wielkogreckim nacjonalistom do usprawiedliwiania odtrącenia barbarzyńców. Jakby tego było mało niewłaściwie przedstawił rolę kobiet w społeczeństwie i przez heroiczne opisy walk zbudował usprawiedliwienie zbrodniczego militaryzmu.Żeby uzupełnić tę analogię trzeba by jeszcze dodać całkowite pominięcie wychowawczego i narodotwórczego znaczenia Homera. Pominięcie zasług w greckiej paidei.
Podobnie brzmią niestety zarzuty do sienkiewiczowskiej "Trylogii". Ten świetny kawałek literatury jest bowiem w jakimś stopniu naszym narodowym eposem. Sienkiewicz przedstawia typy idealne (choć daleko takiemu Kmicicowi do ideału), przedstawia drogę oddania Ojczyźnie, które powinna być wzorcem (by wymienić Jana Skrzetuskiego, który wybiera walkę o Polskę, a nie o kobietę) i wreszcie poświęcenia dla Polski Michała Wołodyjowskiego. Te postaci bywają łzawe, czasem naszkicowane są zbyt jednoznacznie, ale... są opowieścią o tym, jacy chcielibyśmy być, o tym, jak siebie postrzegamy, i - co tu dużo ukrywac - jacy być powinniśmy. Bo ofiara z życia, poświęcenie dla dobra wspólnoty - to nie są wartości, które przeminęły.
Nie ma też, co ukrywać, że były takie momenty w naszej historii, gdy do działania, odwagi, zaangażowania wzywał właśnie Sienkiewicz (z Conradem do spółki). Pseudonimy żołnierzy AK jasno to pokazują. Ich ofiara, którą poprzedzało zupełnie normalne życie (z szaleństwami jak u Kmicica, poszukiwaniem miłości jak u Wołodyjowskiego czy tęgim piciem jak u Zagłoby), odnajdywała swój wyraz właśnie w "Trylogii", a jej bohaterowie byli wzorcami dla wielu młodych Polaków. Jednym słowem "Trylogia", jak eposy homeryckie (z zachowaniem stosownych proporcji), wychowywała pokolenia Polaków, ucząc ich miłości do ojczyzny, aż do ofiary z życia. To wychowanie nie przestało nam być potrzebne. Miłość do wspólnoty, która nas wydała pozostaje aktualnym wyzwaniem, także w zmienionych okolicznościach. I dlatego warto czytać Sienkiewicza, który wskazuje cele, a nie tylko je wyśmiewa.
A poza wszystkim innym on jest zwyczajnie znakomitym pisarzem, jednym z niewielu Polaków, którego czyta się z wypiekami na twarzy i po nocach. Takiego pióra i takiej zdolności snucia opowieści - życzę wszystkim jego krytykom.