Na nerwy Lecha Wałęsy, który grozi wyjazdem z Polski, jeśli historycy (także ci nieudolni) będą zajmować się jego biografią, jest tylko jedno lekarstwo. I nie jest nim rozwiązanie IPN czy nawet Uniwersytetu Jagiellońskiego, który przyznał tytuł magistra za pracę, która tak oburzyła byłego prezydenta. Nie jest nim także wprowadzenie zakazu badań naukowych dotyczących polskiej historii najnowszej, wprowadzenie nowego urzędu cenzury, a nawet wprowadzenie do nowej ustawy medialnej zakazu naruszania uczuć Wałęsy.
Co zatem pozostaje? Ziółka na zdenerwowanie. Innej rady na nerwy byłego prezydenta zwyczajnie nie ma. Pomysł, by za magisterium z UJ karać IPN trąci bowiem absordem na kilometr, sugestia by zakazywać drukowania książek, które dotykają wielkich Polaków przypomina raczej stare czasy komuny, z którą Wałęsa przecież walczył. A myśl, że historię da się uprawiać bez polemiki, stawiania pytań (niekiedy głupich), czy weryfikowania "ustnych przekazów"jest fikcją. I to fikcją niebezpieczną, bo prowadzącą do sytuacji, w której nie ma możliwości sprawdzania czy kwestionowania jedynie słusznej, oficjalnej i zaaprobowanej przez bohaterów historii.
Spór o książkę Zyzka jest zatem nie tyle sporem o to, czy jest do dobra książka, ale o to, czy w Polsce w ogóle można pisać książki o Wałęsie, których nie zaaprobuje on sam. Gontaryczkowi i Cenckiewiczowi, których praca składała się w przeważającej części z dokumentów nie sposób było postawić zarzutu historycznej nierzetelności, ale i tak próbowano zakazać im pracy naukowej. A teraz próbuje się zakazać publikowania w prywatnych wydawnictwach książek, a przy okazji zlikwidować czy przynajmniej osłabić IPN. A na to zgody być nie może. Lech Wałęsa walczył także o to, by w wolnej Polsce nie było cenzury, i by historycy, publicyści czy politycy mogli pisać i wydawać książki, także takie, które nie podobają się władzy. Jeśli zgodzimy się na ukaranie kogokolwiek za książkę, to będzie to oznaczać koniec wolnej debaty w Polsce. Od tego momentu stanie się jasne, że o Wałęsie (a z czasem też o Michniku, Mazowieckim, Kuroniu i innych bohaterach "GW") można pisać tylko dobrze. A kto pisze inaczej jest ideologiem, pisowcem, człowiekiem chorym z nienawiści itd.
Ale, żeby ktoś nie pomyślał, że nie jest mi żal Lecha Wałęsy, i że nie chcę ukoić jego skołatanych nerwów, to proponuje alternatywną metodę ich uleczenia. Zamiast zakazu debaty, rozwiązania IPN czy UJ trzeba podjąć narodową zbiórkę środków na ziółka dla byłego prezydenta. Melisa bywa skuteczna. I na pewno pomoże oswoić się byłemu prezydentowi z myślą, że powstanie o nim jeszcze niejedna książka. A jeśli praca Zyzka jest tak zła, jak sugerują to media, to zostanie zdyskwalifikowana przez dyskurs naukowy i nikt nie będzie do niej wracał. Taka metoda weryfikacji pracy historyków jest o wiele skuteczniejsza niż szantaż, emocje i histeria.
Spór o książkę Zyzka jest zatem nie tyle sporem o to, czy jest do dobra książka, ale o to, czy w Polsce w ogóle można pisać książki o Wałęsie, których nie zaaprobuje on sam. Gontaryczkowi i Cenckiewiczowi, których praca składała się w przeważającej części z dokumentów nie sposób było postawić zarzutu historycznej nierzetelności, ale i tak próbowano zakazać im pracy naukowej. A teraz próbuje się zakazać publikowania w prywatnych wydawnictwach książek, a przy okazji zlikwidować czy przynajmniej osłabić IPN. A na to zgody być nie może. Lech Wałęsa walczył także o to, by w wolnej Polsce nie było cenzury, i by historycy, publicyści czy politycy mogli pisać i wydawać książki, także takie, które nie podobają się władzy. Jeśli zgodzimy się na ukaranie kogokolwiek za książkę, to będzie to oznaczać koniec wolnej debaty w Polsce. Od tego momentu stanie się jasne, że o Wałęsie (a z czasem też o Michniku, Mazowieckim, Kuroniu i innych bohaterach "GW") można pisać tylko dobrze. A kto pisze inaczej jest ideologiem, pisowcem, człowiekiem chorym z nienawiści itd.
Ale, żeby ktoś nie pomyślał, że nie jest mi żal Lecha Wałęsy, i że nie chcę ukoić jego skołatanych nerwów, to proponuje alternatywną metodę ich uleczenia. Zamiast zakazu debaty, rozwiązania IPN czy UJ trzeba podjąć narodową zbiórkę środków na ziółka dla byłego prezydenta. Melisa bywa skuteczna. I na pewno pomoże oswoić się byłemu prezydentowi z myślą, że powstanie o nim jeszcze niejedna książka. A jeśli praca Zyzka jest tak zła, jak sugerują to media, to zostanie zdyskwalifikowana przez dyskurs naukowy i nikt nie będzie do niej wracał. Taka metoda weryfikacji pracy historyków jest o wiele skuteczniejsza niż szantaż, emocje i histeria.