Wojciech Maziarski postanowił poużywać sobie na mnie i uznać mnie za głównego sprawcę konieczności wypłacenia odszkodowania „Agacie” i jej matce. Jego prawo - dobrze by tylko było, gdyby zachował choćby podstawowe standardy dziennikarskie i sprawdził fakty. A tymczasem tego nie zrobił - zamiast tego wskazał wroga publicznego, by internauci wiedzieli, kogo mają nienawidzić.
Zupełnie podstawowe zasady dziennikarstwa nakazują, by sprawdzać informacje, które się prezentuje - szczególnie takie, które wystarczy wygooglować. Maziarski tego nie zrobił i dlatego przypisuje mi zasługi (a walkę z kłamstwami „Gazety Wyborczej” z tamtego czasu uważam za zasługę), których nie mam. Dlaczego? Otóż w czasie, w którym rozgrywała się sprawa „Agaty”, nie byłem redaktorem naczelnym ani portalu Fronda.pl, ani tym bardziej kwartalnika „Fronda” (z tym ostatnim współpracowałem, ale nie byłem za nic odpowiedzialny). W tym okresie byłem natomiast publicystą tygodnika „Wprost” - w nim zaś o sprawie nie opublikowałem nic, bo jego ówczesne szefostwo zablokowało takie teksty. Jedyne materiały, które udało mi się wówczas zamieścić, znajdowały się na stronach Salonu24 i portalu Fronda (a dokładniej na łamach tamtejszego mojego bloga), a także w „Gazecie Polskiej”. Po wszystkim zaś napisałem książkę (razem z Joanną Najfeld), w której prostowałem kłamstwa, jakimi w tej sprawie posługiwały się środowiska aborcyjne (w tym na przykład kłamstwo o gwałcie, którego nie było, bo nikt nie został o niego nawet oskarżony, a jedyną ofiarą stało się dziecko).
Tyle faktów, z którymi dobrze by było, gdyby Maziarski się zapoznał. A teraz odpowiedź na jego zaczepkę dotyczącą kasy, którą - z niewiadomych powodów - mam zwracać państwu (dlaczego nie od razu pracodawcy Maziarskiego, który ostatnio coś nie najlepiej przędzie?). Otóż drogi Wojciechu, tak jak to już napisałem na Frondzie, zrobię to, jeśli Ty albo któryś z Twoich duchowych guru, zwrócicie życie dziecku „Agaty”. Ono miałoby dziś cztery latka, zapewne chodziłoby już do przedszkola, całe życie byłoby przed nim. Ale go nie ma, a powodem jest wasza akcja, w której posługiwaliście się kłamstwami i insynuacjami. Ja zapłacę, ale najpierw wy oddajcie mu życie.
Nie jesteście w stanie tego zrobić? Pewnie, że nie. Jedyne bowiem, co potraficie to budzenie nienawiści. Po Waszych tekstach na portalach internetowych pojawiają się apele, by gwałcić czy krzywdzić moich bliskich. I apele o zaprzestanie nienawiści też nic nie zmieniają, bo nawet w nich podkreślasz, że nie akceptujesz działalności publicznej takich ludzi jak ja. A skoro Ty nie akceptujesz (swoisty to pluralizm), to inni już za Ciebie podejmują działania, by wybić mi z głowy moje poglądy i postraszyć moją rodzinę (bo na straszenie mnie osobiście owym paniom i panom odwagi już brakuje).
Tyle faktów, z którymi dobrze by było, gdyby Maziarski się zapoznał. A teraz odpowiedź na jego zaczepkę dotyczącą kasy, którą - z niewiadomych powodów - mam zwracać państwu (dlaczego nie od razu pracodawcy Maziarskiego, który ostatnio coś nie najlepiej przędzie?). Otóż drogi Wojciechu, tak jak to już napisałem na Frondzie, zrobię to, jeśli Ty albo któryś z Twoich duchowych guru, zwrócicie życie dziecku „Agaty”. Ono miałoby dziś cztery latka, zapewne chodziłoby już do przedszkola, całe życie byłoby przed nim. Ale go nie ma, a powodem jest wasza akcja, w której posługiwaliście się kłamstwami i insynuacjami. Ja zapłacę, ale najpierw wy oddajcie mu życie.
Nie jesteście w stanie tego zrobić? Pewnie, że nie. Jedyne bowiem, co potraficie to budzenie nienawiści. Po Waszych tekstach na portalach internetowych pojawiają się apele, by gwałcić czy krzywdzić moich bliskich. I apele o zaprzestanie nienawiści też nic nie zmieniają, bo nawet w nich podkreślasz, że nie akceptujesz działalności publicznej takich ludzi jak ja. A skoro Ty nie akceptujesz (swoisty to pluralizm), to inni już za Ciebie podejmują działania, by wybić mi z głowy moje poglądy i postraszyć moją rodzinę (bo na straszenie mnie osobiście owym paniom i panom odwagi już brakuje).