Propozycja, by zamknąć okna życia, jaka padła z ust przedstawicielki Komitetu Praw Dziecka ONZ, jest kolejny dowodem na to, że zwolennicy aborcji wcale nie są za wyborem, ale zwyczajnie za zabijaniem. To zabijanie, a nie wolność jest ich głównym zadaniem.
I niestety nie jest to przesada. Gdyby było inaczej, to aborcjoniści mocno i błyskawicznie potępiliby nie tylko wypowiedź Marii Herczog, ale również innych – a tych nie brakuje – zwolenników zamknięcia okien życia. Te ostatnie są bowiem, o czym nie sposób zapomnieć, właśnie elementem wolności wyboru. Matka, która obawia się wychowania swojego dziecka, która nie chce, by jej rodzina dowiedziała się o ciąży, nie musi decydować się na aborcję, ale może oddać dziecko na wychowanie. Bez konieczności ujawniania swoich danych. Jako żywo jest to opcja, którą obrońcy wyboru powinni dopuścić. Ale tak nie jest, bowiem im wcale nie chodzi o wolność wyboru, ale – jak pokazują ich czyny – o to, by dzieci likwidować.
Tej prostej konstatacji nie mogą zmienić argumenty przytaczane na rzecz takiego rozwiązania. Głównym jest to, że dziecko pozostawione w oknie życia straci możliwości poznania swoich rodziców, będzie pozbawione biologicznego zakorzenienie. Oczywiście tak jest, ale jeśli stajemy między wyborem żyć i nie wiedzieć, kto był naszym rodzicem, lub wylądować w zlewie, czy kanalizacji – to jednak wybieramy życie. Bo ono jest wartością wyższą i bardziej fundamentalną niż wiedza. A do tego, gdyby chcieć poważnie potraktować rozważania pani Herczog, to w pierwszej kolejności należałoby zlikwidować banki spermy i heterogeniczną (z utajonym ojcostwem i macierzyństwem) formę zapłodnienia in vitro. Ta ostatnia jest bowiem źródłem o wiele większej liczby dzieci, które są pozbawione wiedzy o swoich biologicznych korzeniach... To jak drodzy przeciwnicy okien życia, in vitro i banków spermy też zakażecie?
Tej prostej konstatacji nie mogą zmienić argumenty przytaczane na rzecz takiego rozwiązania. Głównym jest to, że dziecko pozostawione w oknie życia straci możliwości poznania swoich rodziców, będzie pozbawione biologicznego zakorzenienie. Oczywiście tak jest, ale jeśli stajemy między wyborem żyć i nie wiedzieć, kto był naszym rodzicem, lub wylądować w zlewie, czy kanalizacji – to jednak wybieramy życie. Bo ono jest wartością wyższą i bardziej fundamentalną niż wiedza. A do tego, gdyby chcieć poważnie potraktować rozważania pani Herczog, to w pierwszej kolejności należałoby zlikwidować banki spermy i heterogeniczną (z utajonym ojcostwem i macierzyństwem) formę zapłodnienia in vitro. Ta ostatnia jest bowiem źródłem o wiele większej liczby dzieci, które są pozbawione wiedzy o swoich biologicznych korzeniach... To jak drodzy przeciwnicy okien życia, in vitro i banków spermy też zakażecie?