Łatwo jest się powoływać na autorytet zmarłego papieża, żeby ocalić generalską emeryturę. Jeszcze łatwiej z ewangelicznego hasła „Zło dobrem zwyciężaj” uczynić kłodę i cisnąć ją pod nogi zwolennikom prawdy historycznej.
Na lekcji historii pani pyta dzieci, kim był gen. Wojciech Jaruzelski. Piotruś mówi, że był agentem Informacji Wojskowej przeprowadzającej czystki i sowietyzację w Ludowym Wojsku Polskim w latach 50. XX wieku. Basia dodaje, że był ministrem obrony narodowej współodpowiedzialnym za masakrę stoczniowców w grudniu 1970 r. Krzyś dopowiada, że był komunistycznym aparatczykiem, który wprowadził w Polsce stan wojenny w celu likwidacji opozycji demokratycznej. Wreszcie z ostatniej ławki zgłasza się Jaś. – A ty, Jasiu, co myślisz o Jaruzelskim? – pyta pani. – Ja tam się nie znam, ale Jan Paweł II uważał generała za patriotę!
Jaś nosi nazwisko Gawroński i jest włoskim eurodeputowanym. Choć jego wypowiedź brzmi jakby została wyjęta ze szkolnych dowcipów, niektórym wydaje się całkiem sensowna. Na przykład były rzecznik Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls wspomina o długiej, toczącej się do późna rozmowie, którą odbył z Janem Pawłem II. Podobno papież dostrzegał trzy elementy osobowości Jaruzelskiego: wojskowy, komunista i… rzecznik niepodległości Polski. To nic, że 18 grudnia 1981 r. papież wysłał do generała list, w którym porównywał stan wojenny do okupacji i rozbiorów: „W ciągu ostatnich zwłaszcza dwóch stuleci Naród Polski doznał wiele krzywd, rozlano też wiele polskiej krwi [...]. W tej perspektywie dziejowej nie można dalej rozlewać krwi polskiej”. Najwyraźniej papież miał słabszy dzień i złych doradców.
O swoich sprzecznych uczuciach wobec Jaruzelskiego poinformował też Lech Wałęsa: – Na wszystkich spotkaniach z Ojcem Świętym zawsze Ojciec Święty pytał o generała. Czasami nawet byłem niezadowolony, no bo przecież mamy tylu innych ludzi z wolnej Polski, a Ojciec Święty zawsze pyta „A co tam u generała?”. Miał do niego specjalny stosunek. Ja sobie myślę, że coś tam musiało być, o czym oni – papież, generał – nie powiedzą. Oni mają coś takiego, takie zasady, że pewne rzeczy największe – to nie jest do wiadomości.
Wychodzi więc na to, że między Janem Pawłem II a Jaruzelskim istniała jakaś głęboka relacja. Jakaś więź sympatii, której szczegóły nigdy nie będą znane zwykłym śmiertelnikom. Papież już nie żyje, generał milczy. Ale my możemy popuścić wodze fantazji i zastanowić się, jak doszło do ich pierwszego spotkania. Osobiście stawiam na nabrzeże Czarnej Hańczy, rok 1953. Ksiądz Karol organizuje spływ kajakowy dla przyjaciół. Wieczorem do ogniska dosiada się młody pułkownik, pseudonim „Wolski”, który akurat w tej okolicy tropił byłych oficerów Armii Krajowej. Zmęczony żołnierz opowiada duchownemu o trudach pracy w agenturze. Ksiądz Karol rozumie jego dramatyczną sytuację. Kiedy kilka lat później wyda książkę „Miłość i odpowiedzialność”, Jaruzelski będzie jej pierwszym czytelnikiem. Na zakurzonym egzemplarzu w bibliotece generała do dziś widnieje dedykacja: „Wojtkowi, na pamiątkę wspólnego łowienia pstrągów – Karol”.
Łatwo jest się powoływać na autorytet zmarłego papieża, żeby ocalić generalską emeryturę. Jeszcze łatwiej z ewangelicznego hasła „Zło dobrem zwyciężaj” uczynić kłodę i cisnąć ją pod nogi zwolennikom prawdy historycznej. Z przemówień podczas jubileuszu Lecha Wałęsy wynikało niezbicie, że architekci porozumienia z komunistami działali z pobudek chrześcijańskich, a nie – jak nam się dotąd wydawało – interesownych. Odtąd każda zbrodnia da się usprawiedliwić, a jej sprawcy będą pobierać wysoką emeryturę. Zlikwiduje się sądy, więzienia i IPN. Kryminaliści i ich ofiary będą padać sobie w objęcia. Znów rozkwitną dzieci-kwiaty, zapanuje wolna miłość. Lud będzie wiwatował, a byli opozycjoniści i komuniści nadal będą zbijać fortunę na wspólnych interesach. Powstanie pierwszy w dziejach Raj na Ziemi, w którym najlepiej będzie się czuł demon historii.
Jaś nosi nazwisko Gawroński i jest włoskim eurodeputowanym. Choć jego wypowiedź brzmi jakby została wyjęta ze szkolnych dowcipów, niektórym wydaje się całkiem sensowna. Na przykład były rzecznik Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls wspomina o długiej, toczącej się do późna rozmowie, którą odbył z Janem Pawłem II. Podobno papież dostrzegał trzy elementy osobowości Jaruzelskiego: wojskowy, komunista i… rzecznik niepodległości Polski. To nic, że 18 grudnia 1981 r. papież wysłał do generała list, w którym porównywał stan wojenny do okupacji i rozbiorów: „W ciągu ostatnich zwłaszcza dwóch stuleci Naród Polski doznał wiele krzywd, rozlano też wiele polskiej krwi [...]. W tej perspektywie dziejowej nie można dalej rozlewać krwi polskiej”. Najwyraźniej papież miał słabszy dzień i złych doradców.
O swoich sprzecznych uczuciach wobec Jaruzelskiego poinformował też Lech Wałęsa: – Na wszystkich spotkaniach z Ojcem Świętym zawsze Ojciec Święty pytał o generała. Czasami nawet byłem niezadowolony, no bo przecież mamy tylu innych ludzi z wolnej Polski, a Ojciec Święty zawsze pyta „A co tam u generała?”. Miał do niego specjalny stosunek. Ja sobie myślę, że coś tam musiało być, o czym oni – papież, generał – nie powiedzą. Oni mają coś takiego, takie zasady, że pewne rzeczy największe – to nie jest do wiadomości.
Wychodzi więc na to, że między Janem Pawłem II a Jaruzelskim istniała jakaś głęboka relacja. Jakaś więź sympatii, której szczegóły nigdy nie będą znane zwykłym śmiertelnikom. Papież już nie żyje, generał milczy. Ale my możemy popuścić wodze fantazji i zastanowić się, jak doszło do ich pierwszego spotkania. Osobiście stawiam na nabrzeże Czarnej Hańczy, rok 1953. Ksiądz Karol organizuje spływ kajakowy dla przyjaciół. Wieczorem do ogniska dosiada się młody pułkownik, pseudonim „Wolski”, który akurat w tej okolicy tropił byłych oficerów Armii Krajowej. Zmęczony żołnierz opowiada duchownemu o trudach pracy w agenturze. Ksiądz Karol rozumie jego dramatyczną sytuację. Kiedy kilka lat później wyda książkę „Miłość i odpowiedzialność”, Jaruzelski będzie jej pierwszym czytelnikiem. Na zakurzonym egzemplarzu w bibliotece generała do dziś widnieje dedykacja: „Wojtkowi, na pamiątkę wspólnego łowienia pstrągów – Karol”.
Łatwo jest się powoływać na autorytet zmarłego papieża, żeby ocalić generalską emeryturę. Jeszcze łatwiej z ewangelicznego hasła „Zło dobrem zwyciężaj” uczynić kłodę i cisnąć ją pod nogi zwolennikom prawdy historycznej. Z przemówień podczas jubileuszu Lecha Wałęsy wynikało niezbicie, że architekci porozumienia z komunistami działali z pobudek chrześcijańskich, a nie – jak nam się dotąd wydawało – interesownych. Odtąd każda zbrodnia da się usprawiedliwić, a jej sprawcy będą pobierać wysoką emeryturę. Zlikwiduje się sądy, więzienia i IPN. Kryminaliści i ich ofiary będą padać sobie w objęcia. Znów rozkwitną dzieci-kwiaty, zapanuje wolna miłość. Lud będzie wiwatował, a byli opozycjoniści i komuniści nadal będą zbijać fortunę na wspólnych interesach. Powstanie pierwszy w dziejach Raj na Ziemi, w którym najlepiej będzie się czuł demon historii.