To był tydzień, podczas którego mogliśmy się przenieść z jednego bieguna na drugi. Z żenującego na pełen glorii i chwały. Z beznadziejnego na taki ze światełkiem w tunelu.
Niestety tez pierwszy biegun jest bliższy prawdy. Biegun, na którym piłkarze piją i nie szanują trenera, a sam trener traktuje drużynę jak przedszkole i uważa, że ci dorośli faceci z dala od domu powinni się zachowywać jak aniołki. Obejrzałem wywiady z Arturem Boruchem i Franciszkiem Smudą kilka razy i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie mówią wszystkiego. Zresztą Boruc przyznaje, że nie chce wyjawić wszystkiego. Szkoda, bo skoro zdecydował się mówić, to raczej o wszystkim. Smuda z kolei, pomijając fakt, że średnio mówi po polsku, nie potrafi ukrywać niechęci do niektórych zawodników. Boruc jest jednym z nich, ale to nie powód, by robić z siebie męczennika, co u bramkarza reprezentacji widać gołym okiem. „Trener mnie nie lubi, trener mnie nie chce i szukał kozła ofiarnego” - To główne przekazy wywiadu z Borucem. Nie mogę jednak zrozumieć, że nie można się powstrzymać przed wypiciem piwa, wina czy wódki, kiedy wiadomo jak do tego podchodzi sztab szkoleniowy. Dziecinada. A Smuda traci autorytet.
Jakież szczęście nas spotkało, że tuż po tej paskudnej bitwie na słowa, Lech Poznań załatwił Manchester City! Mogliśmy zapomnieć na chwilę o kadrze. To oczyszcza organizm tak jak odcięcie się na jakiś czas od polskiej polityki. Obydwa zjawiska potrafią być wystarczająco żenujące.
A Lech dał nam pozytyw, jakiego polska piłka nie dała od dłuższego czasu. Trzy fantastyczne bramki ( nawet ta Arboledy ) i wygrana w meczu z czołową drużyną ligi angielskiej. Do tego pierwsze miejsce w grupie, z której Juventus i City mieli wyjść spacerkiem. I już mam w głowie myśli, co by było, gdyby Lech jednak awansował do Ligi Mistrzów. Z pewnością nie pozwoliłby się tak lać jak słowacka Żylina. I nie zwolnionoby Jacka Zielińskiego. Żal mi tego szkoleniowca. To on przygotował Kolejorza tak, że rozbił Wisłę w lidze i pokonał Manchester City w pucharze. A śmietankę zbiera Jose Mari Bakero. Oby to się tylko wszystko nie popsuło.
Jakież szczęście nas spotkało, że tuż po tej paskudnej bitwie na słowa, Lech Poznań załatwił Manchester City! Mogliśmy zapomnieć na chwilę o kadrze. To oczyszcza organizm tak jak odcięcie się na jakiś czas od polskiej polityki. Obydwa zjawiska potrafią być wystarczająco żenujące.
A Lech dał nam pozytyw, jakiego polska piłka nie dała od dłuższego czasu. Trzy fantastyczne bramki ( nawet ta Arboledy ) i wygrana w meczu z czołową drużyną ligi angielskiej. Do tego pierwsze miejsce w grupie, z której Juventus i City mieli wyjść spacerkiem. I już mam w głowie myśli, co by było, gdyby Lech jednak awansował do Ligi Mistrzów. Z pewnością nie pozwoliłby się tak lać jak słowacka Żylina. I nie zwolnionoby Jacka Zielińskiego. Żal mi tego szkoleniowca. To on przygotował Kolejorza tak, że rozbił Wisłę w lidze i pokonał Manchester City w pucharze. A śmietankę zbiera Jose Mari Bakero. Oby to się tylko wszystko nie popsuło.