Dwie sprawy, dwie koncesje, dwie narracje, a Turów jeden. Jak zakiwano się w sprawie kopalni

Dwie sprawy, dwie koncesje, dwie narracje, a Turów jeden. Jak zakiwano się w sprawie kopalni

Widok na kopalnię i elektrownię Turów
Widok na kopalnię i elektrownię Turów Źródło: Shutterstock / Lukasz Barzowski
Choć kluczowe decyzje dotyczące Turowa zapadły w maju, to wciąż nie zapadły rozstrzygnięcia, które skończyłyby trwającą latami epopeję. O ironio obydwie strony sporu chwyciły się dwóch różnych koncesji w swojej narracji. Na razie wygrywa ta czeska.

21 maja tego roku gruchnęła informacja, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał Polsce natychmiast zaprzestać wydobycia w KWB Turów w Bogatyni. Ruszyły – zresztą błędne – doniesienia o rzekomym wydaniu decyzji o zamknięciu kopalni, a po krótkim zamieszaniu w końcu stało się jasne: TSUE wstępnie (nie ma jeszcze ostatecznego wyroku), w formie zabezpieczenia, nakazały wstrzymać czasowo wydobycie.

Polskie władze od razu zapowiedziały, że tego orzeczenia nie wykonają i tu trudno mówić o cynizmie czy niechęci do TSUE. Tuż obok kopalni Turów stoi Elektrownia Turów, która bez węgla brunatnego z pobliskich odkrywek po prostu przestałaby produkować energię. Węglem brunatnym opłaca się bowiem zasilać tylko wtedy, gdy znajdują się one obok kopalni – podczas transportu traci on wiele swoich walorów, w innym wypadku generuje ogromne koszty.

W maju triumfowali Czesi, bo to na ich wniosek sprawa trafiła najpierw do Komisji Europejskiej, a potem do TSUE. Praga ma szereg zastrzeżeń do polskiej kopalni, ale na pierwszy plan wysuwają się dwa, bardzo znaczące dla całej sprawy.