FRANK - maska muzyka

FRANK - maska muzyka

FRANK - maska muzyka
FRANK - maska muzykaŹródło:Gutek Film
Dodano:   /  Zmieniono: 
„Frank” Lenny’ego Abrahamsona, czyli komedio-dramat o grupie muzyków, którzy zamykają się na odludziu, by tworzyć nietypową muzykę, to opowieść o niedopasowanych do społeczeństwa dziwakach, którzy wzajemnie wspomagają się w swoich twórczych zapędach.

Głównym pytaniem, które przemyka się przez obraz Abrahamsona jest: czy tworzę muzykę dla siebie czy dla ludzi? Czy da się pogodzić obie drogi pozostając wiernym swojej pierwotnej artystycznej wizji? I co ta wizja właściwie oznacza? Ukazując zwariowany świat muzyków, reżyser stara się odpowiedzieć na te pytania, ukazując jak czasami „wejście w komercję” (czy raczej „komercję”, biorąc pod uwagę, że grana muzyka wciąż odbiega nieco od standardów mainstreamu), potrafi zmienić dynamikę grupy.

Wspomniana muzyka jest zresztą wyjątkowo ciekawa, choć nieco specyficzna. Zaskakująco przypominała mi dokonania grup Klaxons (dziwne, nietypowe, mechaniczne, narastające dźwięki), czy Franza Ferdinanda (ich rockową zaciętość i przebłyski bezkompromisowego stylu usłyszałem w „najbardziej dającej się lubić piosence” Franka). Na pewno więc wywarła na mnie pozytywne wrażenie i dała się polubić dość szybko.

Niedopasowana grupa ludzi, która będzie musiała przejść kilka wewnętrznych kryzysów, by móc jakoś dobrze wzajemnie funkcjonować, „rządzona” jest przez Franka, granego przez Michaela Fassbendera. Mężczyzna noszący na swojej głowie nietypową maskę przykuwa uwagę swoim specyficznym zachowaniem, przez co pytanie, które rodzi się w głowie głównego bohatera, nurtuje także widza – co właściwie przydarzyło się Frankowi, że odgrodził się od świata specyficznym artefaktem? Maska to jednak nie tylko „element problematyczny” filmu, ale i jedno ze źródeł humoru. Wiele scen zawdzięcza swój komizm właśnie samej masce, a najlepsza z nich – moment pod prysznicem – w zasadzie bazuje tylko na niej. Bardzo ciekawe zagranie, które umożliwiło Fassbenderowi wykazanie się jako aktorowi. Jak grać swoją postać, gdy można operować tylko mową ciała i głosem? Można robić to wyśmienicie, jak kiedyś pokazał Hugo Weaving w znakomitej roli we wspaniałej „V for Vendetta”. Można robić to też bardzo przyzwoicie, jak właśnie Fassbender we „Franku”, gdzie aktor odkrył nieco podłoża komicznego dla swojej postaci. Na dodatek twórcy ponownie umożliwili mu rozmowę w języku niemieckim, co stanowi miły ukłon do aktorskich korzeni aktora, gdy jeszcze nie został odkryty przez Hollywood.

„Frank” w ciekawy sposób ukazuje też rolę social-mediów w dzisiejszym świecie, a graficzne rozwiązania z ukazywaniem słów wpisywanych na Twittera i Facebooka przez głównego bohatera robią pozytywne wrażenie. Pisanie słów na ekranie posiada w sobie pewną elegancję, co wiemy doskonale od pierwszych sezonów „Sherlocka”.

W skrócie? „Frank” to film specyficzny, przyjemny i dający się lubić, a jednak mam poczucie, że taki, który dość szybko uleci z głowy, nie rodząc bowiem niezapomnianych wrażeń. Jednak na raz film jak znalazł.

Ocena: 7=/10