Jurassic World. Jeżeli macie dzieci, to ten film was nie ominie

Jurassic World. Jeżeli macie dzieci, to ten film was nie ominie

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. mat. pras. 
Kiedyś dinozaury władały naszą planetą. Potem zaczęły rządzić wyobraźnią dzieci, a dziś… jeżeli macie dzieci, to ten film was nie ominie.

Tyrannosaurus rex. Sześciotonowa bestia, która wymarła grubo ponad pięćdziesiąt milionów lat temu. Żaden człowiek w historii naszego gatunku nie miał możliwości zobaczenia żywego egzemplarza, a jednak dziś większość Polaków bez problemu jest w stanie rozpoznać go na dowolnym obrazku. Dinozaury, mimo że wyginęły, mają się świetnie i wciąż budzą wielkie zainteresowanie. Żadna z dziedzin nauki nie przełożyła się tak na kulturę popularną, jak paleontologia. Najświeższym, nadzwyczaj spektakularnym dowodem jest debiutujący właśnie w kinach na całym świecie „Jurassic World”, nowa odsłona cyklu stworzonego przez Stevena Spielberga w latach dziewięćdziesiątych.

Jak łatwo się domyślić, kłopoty z prehistorycznymi stworami będą jeszcze bardziej widowiskowe niż w klasycznym filmie Spielberga i zaczynają się już w pierwszych scenach. A nowe pokolenie bohaterów (z dawnych wraca na ekran tylko jedna drugoplanowa postać doktora Wu) musi sobie z nimi poradzić. Oczywiście dinozaury, naprzeciw którym stają, są jeszcze większe, jeszcze bardziej mordercze i do tego mądrzejsze niż poprzednio. Takie już obowiązkowe zasady kolejnych części cyklu. A przy tym, blisko piętnastoletnia, przerwa pomiędzy kolejnymi częściami to w kwestii efektów specjalnych praktycznie epoka. Dlatego nowe wcielenia prehistorycznych gadów są naprawdę przekonujące.

Nowa fabuła rozgrywać się będzie na tej samej wyspie, co pierwsza część, czyli „Jurassic Park”, tyle że dwadzieścia dwa lata później (tyle samo dzieli premiery obu filmów). Park, znacznie większy niż planowano przed laty, przyjmuje tysiące gości, a pomnik jego zmarłego pomysłodawcy Johna Hammonda (grał go Richard Attenborough) stoi na honorowym miejscu.

Obok dwójki nastolatków, którzy wpadną w tarapaty, głównymi bohaterami są zarządzająca parkiem ich ciotka Claire Dearing (Bryce Dallas Howard) i trener raptorów Owen Grady (w tej roli gwiazda zeszłorocznych „Strażników Galaktyki” Chris Pratt). Całość kosztowała ponad 150 mln dolarów, jest uważana za komercyjnego pewnika sezonu, a producenci są w trakcie rozmów z kandydatami na reżyserów kolejnej części.

GENETYKA I CHAOS

Wybór realizatora to kwestia kluczowa, ponieważ sukces „Jurassic Park” Spielberga wziął się ze znakomitej dramaturgii. To było przede wszystkim wielkie widowisko zbudowane na emocjach. Świetny tyranozaur czy mordercze raptory były ważnym elementem tej historii, ale bez reżyserskiej maestrii laureata Oscara za „Listę Schindlera” i świetnej historii, nie byłoby pierwszej fali „dinomanii”. Trzeba bowiem pamiętać, że na samym początku był Michael Crichton i jego powieść. A w niej, równie ważne co paleontologia, były dwie inne dziedziny nauk. Genetyka i teoria chaosu. Crichton jak mało który z XX-wiecznych pisarzy potrafił w pełnych akcji fabułach jasno i klarownie przedstawiać poważne teorie naukowe, mieszając przy tym faktyczny bieżący stan badań ze swoimi wizjami najbliższej przyszłości. Tu skoncentrował się na kwestii klonowania (stąd żywe dinozaury pod koniec poprzedniego wieku) i matematycznej teorii chaosu, która tu w największym uproszczeniu brzmi: „jeśli coś może się popsuć, z pewnością się popsuje”. Mamy więc paleontologów i genetyków wspólnie pracujących nad odtworzeniem dinozaurów, a potem te prehistoryczne stwory na wolności, które z radością jedzą tychże paleontologów i genetyków. Film Spielberga był największym przebojem 1993 r., nic więc dziwnego, że powstały kolejne części, choć trzecia w 2001 r. (już w reżyserii kogoś innego) była jak na owe czasy już lekkim anachronizmem pod względem technologicznym. Widzowie zachwycali się wtedy „Harrym Potterem”, „Władcą Pierścieni” czy „Shrekiem” i kolejne starcie z dinozaurami na odległej wyspie było dla nich mniej interesujące. Wydawało się, że to koniec hollywoodzkiego romansu z dinozaurami, ale przecież w Fabryce Snów rzadko co się definitywnie kończy.

DINOZAURY SĄ WŚRÓD NAS

Zwłaszcza, że prehistoryczne stwory przez tych ponad 20 lat świetnie sobie radziły i wspaniale zarabiały. Należy pamiętać, że trylogia „Jurassic Park” to tylko jeden z wielu produktów z dinozaurami w roli głównej, jakie popkultura ma nam do zaoferowania. Dziesiątki, setki tytułów było przed Crichtonem i Spielbergiem, a wiele zdarzyło się też później. Przecież o odkryciu krainy prehistorycznych gadów pisał już autor przygód Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle w swym „Zaginionym świecie” (1912). Raptem o dwa lata młodszy jest jeden z pierwszych animowanych filmów o dinozaurach autorstwa Winsora McCaya „Gertie the Dinosaur”. Z wielkimi gadami walczył King Kong już w swoim klasycznym pierwszym filmie (1933), a i słynny japoński Godzilla (1954) ma niewątpliwy rodowód sięgający czasów prehistorycznych. Jeśli dołożyć do tego jeszcze znane na całym świecie mity i legendy o wielkich smokach (w dużej mierze biorące się ze znajdowanych tu i ówdzie wielkich kości), to widać, że temat potężnych stworów zamieszkujących świat przed milionami lat towarzyszy nam od wieków. Zresztą nie brakuje ludzi przekonanych, że nasz gatunek żył w tym samym czasie co dinozaury (w końcu było o tym w serialu „Między nami jaskiniowcami”), a niektórzy uważają wręcz, że wielkie gady wciąż plączą się po naszej planecie.

Rok temu internetowy prowokator wstawił na swój profil na Facebooku stare zdjęcie z planu pierwszego „Jurassic Parku”, na którym Steven Spielberg siedzi tuż przed leżącym sztucznym triceratopsem, i podpisał, że to myśliwy, który właśnie zabił dinozaura. Żart uruchomił prawdziwą lawinę. Liczba udostępnień tego zdjęcia i wyrazów oburzenia w komentarzach szły w dziesiątki tysięcy. Wielu rozpoznało Spielberga, ale to im nie przeszkadzało, by reżysera potępiać. Przecież wyraźnie widać, że za nim leży martwy dinozaur. Zdarzali się osobnicy, którzy twierdzili, że już nigdy nie pójdą na żaden film wyreżyserowany przez twórcę „Szeregowca Ryana”.

WĘDRUJĄC Z BBC

Z drugiej strony całe to żenujące zamieszanie ze Spielbergiem w roli głównej jest dowodem, że w jego filmach udało się naprawdę wiernie odtworzyć te zwierzęta sprzed milionów lat. I może właśnie stąd ta popularność i to podskórne przekonanie, że wielkie gady gdzieś pewnie żyją. Potrafimy je bowiem dziś naprawdę wiarygodnie pokazywać na ekranie. I to nie tylko w filmach fabularnych. Kilka lat po Spielbergu za temat gadów wzięło się BBC, tworząc jeden z najznakomitszych seriali dokumentalnych przełomu wieków – „Wędrówki z dinozaurami”. Był to cykl filmów przyrodniczych, jakie kręci się o słoniach czy nosorożcach, tyle że opowiadał o dinozaurach. Opowieść była zgodna z bieżącym stanem wiedzy, opatrzono ją fascynującą narracją Kennetha Branagha i wydawała się bardzo przekonująca, mimo że wszystkie obrazy wygenerowano sztucznie (przy pomocy komputerowych i mechanicznych efektów specjalnych). Widzowie byli zachwyceni, sypnęło nagrodami z całego świata (łącznie z amerykańskimi Emmy), a twórcy kilkakrotnie wracali do tematu w kolejnych produkcjach. Wykreowane przez nich dinozaury były tak dobre, że nie ograniczali się tylko do dokumentów – wykorzystano je również w nowej telewizyjnej (było kilka wcześniejszych) ekranizacji wspomnianej już powieści Arthura Conan Doyle’a „Zaginiony świat” (2001) oraz w serialu „Siły pierwotne” (2007-2011), w którym dzięki tajemniczym portalom w czasoprzestrzeni dinozaury przenoszą się do naszych czasów i robią demolkę. Fabuła nie była specjalnie wyrafinowana, ale umożliwiała pokazanie wielkich gadów w akcji i to w konfrontacji z naszą współczesną techniką, architekturą czy zachowaniami społecznymi.

GADY Z GÓR ŚWIĘTOKRZYSKICH

Skoro tak dobrze i wiarygodnie można pokazać dinozaury na ekranie, to z pewnością znajdzie się wielu chętnych do tego, by stanąć z dinozaurem oko w oko. Nawet ze sztucznym. I tak dochodzimy do wielkiej obecnie popularności wszelkiego rodzaju parków z dinozaurami. Od wielkiego scenicznego show „Wędrując z dinozaurami: The Arena Spectacular”, z którym twórcy serialu BBC od 2007 r. objechali kilka kontynentów, prezentując swe wielkie mechaniczne stwory, po rozmaite lokalne parki, gdzie stając obok wyrzeźbionego i pomalowanego w rozmaite kolory dinozaura można sobie przynajmniej wyobrazić skalę ich rozmiarów. W Polsce mamy takich sporo, bodaj najpopularniejszy, a na pewno najstarszy jest ten w Bałtowie pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Odkrycie w wiosce u podnóża Gór Świętokrzyskich śladów prehistorycznych stworów (którego dokonał dr Gerard Gierliński w 2001 r.) lokalna społeczność uznała za zrządzenie losu. Szybko otwarto park, który zamienił zapomnianą wioskę w oazę dobrobytu, odwiedzaną co roku przez 300 tys. turystów. Założyciele placówki w Bałtowie otworzyli kolejną, w Solcu Kujawskim, a dziś przymierzają się do inwestycji w USA (Paleo-Safari Moab Giants w Utah). Ich sukces sprawił, że choć od premiery „Jurassic Park” minęły 22 lata, niemal co roku powstaje u nas kolejny park dinozaurów.

DINUSIE

Cóż, taki tyranozaur to naprawdę coś wielkiego. Dość powiedzieć, że właśnie taka naturalnych rozmiarów, lekko ruszająca łbem i rycząca co kilka minut bestia jest od kilkunastu lat wielką atrakcją największego sklepu sieci Toys „R” Us przy nowojorskim Times Square. I z pewnością można go zobaczyć na milionach zdjęć roześmianych (a czasem równocześnie lekko wystraszonych) dzieci odwiedzających metropolię. Dinozaury, nawet te najstraszniejsze, zostały bowiem popkulturowo udomowione. Tak jak wcześniej groźne niedźwiedzie, które stały się sympatycznymi pluszowymi misiami, tak dziś rozmaite gady towarzyszą maluchom od kołyski. Od programów telewizyjnych dla przedszkolaków po dziesiątki gier komputerowych. Nic dziwnego, że zabawkowy Rex jest jednym z bohaterów cyklu „Toy Story”. Tak naprawdę jest w niemal każdym dziecięcym pokoju. Dinozaury są głównymi bohaterami jednych familijnych fabuł (cykl „Pradawny ląd”, „Dinozaur”) albo elementem ubarwiającym historie o kimś zupełnie innym (cykle „Noc w Muzeum”, „Epoka lodowcowa”, film „Rodzinka Robinsonów”). Jeszcze w tym roku do kin wchodzi animacja Pixara „Dobry dinozaur”, która opowiada, co by było, gdyby dinozaury nie wyginęły – czyli znowu wracamy do pomysłu wspólnego życia ludzi i wielkich gadów w tym samym czasie. Z Ziemi dinozaury zniknęły setki milionów lat temu. Z popkultury prawdopodobnie nie znikną nigdy.