Losowanie EURO 2012, czyli nieszczęście w szczęściu

Losowanie EURO 2012, czyli nieszczęście w szczęściu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska" Archiwum redakcji
Ludzie wiwatowali, a ja się zmartwiłem. Niemal wszystkie futbolowe mocarstwa Europy zagrają na Ukrainie. Los zesłał nam klops, bo Niemcy, Holendrzy, Francuzi, Anglicy czy Szwedzi zasilą swoimi euro, funtami i koronami tamtejszą gospodarkę zamiast polskiej  pisze Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska”.

Na wieść o udanym brzucho-lądowaniu kapitana Wrony na Okęciu jeden z byłych menedżerów LOT-u przysłał mi SMS-a: 'To wspaniała wiadomość dla pasażerów i dla załogi, dla firmy to katastrofa'. Rzeczywiście, w czasie gdy publiczność wiwatowała (jak najbardziej słusznie) na cześć kapitana Wrony, walczący o przetrwanie LOT zmagał się z uziemieniem reszty samolotów, odwołanymi rejsami i zwrotami za bilety, perspektywą naprawy samolotu i kosztownego wynajęcia zamiennika. I z uszczerbkiem na wizerunku, bo kunszt pilota nie zmienił faktu, że we flagowym i w miarę jeszcze młodym egzemplarzu Boeinga 767 doszło do bardzo groźnej sytuacji. Dziś wiemy, że wyłączony był bezpiecznik odpowiadający m.in. za awaryjne wysuwanie podwozia. Nie wiemy, co to w praktyce znaczy. Ani tego, ile cały 'cud na Okęciu“ kosztował firmę.

Lądowanie kapitana Wrony przypomniało mi się, kiedy obserwowałem reakcję ludzi po losowaniu grup EURO 2012. Ludzie wiwatowali, ja się zmartwiłem. Bo EURO powinno być wielką szansą dla kraju, wizerunku, turystyki ? czyli biznesu. W czasach kryzysu dodatkowy zastrzyk dewiz też nie śmierdzi. Ale ślepy los (zakładam, że wszystkie kulki były tak samo okrągłe, w końcu to nie PZPN je szlifował) zesłał nam taki klops, że niemal wszystkie futbolowe mocarstwa Europy zagrają na Ukrainie. A to znaczy, że Niemcy, Holendrzy, Francuzi, Anglicy czy Szwedzi zasilą swoimi euro, funtami i koronami tamtejszą gospodarkę zamiast polskiej. Będzie ich mniej niż przyjechałoby do Polski, bo droga daleka, autem nie ma jak, a kraj kojarzy się dziko i niebezpiecznie. Ale będą.

W naszej grupie są za to Rosjanie (lotniska zarobią na obłudze awionetek oligarchów, ale oni nie będą w Polsce robić zakupów) i zbankrutowani Grecy (szkoda gadać). Hiszpanie i Włosi to rzecz jasna futbolowa ekstraklasa ? tyle że i jedni, i drudzy muszą teraz myśleć raczej o ostrym oszczędzaniu niż o konsumpcji, bo oba potężnie zadłużone kraje to kolejne kandydatury do miana unijnych bankrutów. Zresztą z dalekiego południa Europy tłumy się do nas nie przedrą ? a gdyby nawet ich kibice zechcieli przejechać w ślad za idolami pół Europy, to w mało znanej im osadzie Stryków zobaczą znak oznaczający koniec autostrady. Minister Sławomir Nowak już wie, że po A-1 do Gdańska się na EURO nie dojedzie. A-2 do Warszawy też jest wysoce mało prawdopodobna.

Przypomnę wyliczenia sprzed ledwie kilku dni: gdyby Szwedzi zagrali w Gdańsku, mielibyśmy drugi potop, liczący nawet 30 tysięcy zamożnych kibiców. Tuziny cumujących promów, oblężone hotele, tysiące litrów piwa przelanych w knajpach Trójmiasta. Miliony złotych ? których nie zobaczymy. Małe pocieszenie, że gros uczestników mistrzostw chce mieć w Polsce, a szczególnie w Krakowie, centra pobytowe. To fajnie, ale prawdziwe życie kibicowskie dzieje się jednak w miastach stadionowych.

W połowie ubiegłego roku sporo hałasu wywołał raport IMPACT, wedle którego Polskę podczas EURO 2012 miało odwiedzieć ponad 800 tys. gości. Zaś polski PKB w latach 2008?2020 dzięki organizacji miał wzrosnąć o 2,1 proc. W przeliczeniu na pieniądze, dałoby to 28 mld zł więcej, niż gdyby EURO w Polsce nie było. Drodzy autorzy raportu, po losowaniu wiemy już znacznie więcej. I czas chyba zweryfikować wszystkie obliczenia. To kolejna prognoza ekonomiczna, którą trzeba wyraźnie obniżyć.