Inwestycje szukają schronu. Wybierają Berlin

Inwestycje szukają schronu. Wybierają Berlin

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mimo ujemnej rentowności niemieckich bonów nie brakowało chętnych do zapłaty premii za bezpieczeństwo swoich pieniędzy Thinkstock 
Inwestorzy gotowi są dopłacać niemieckiemu rządowi za prawo pożyczenia mu pieniędzy. Nie baczą, że kapitał powinien procentować i przynosić zyski ważniejsze stało się to, by go w ogóle uchronić. Tak niecodzienne sytuacje to objaw najwyższego niepokoju, typowy dla czasów wojen lub ostrych kryzysów.
Kapitał powinien być lokowany w taki sposób, by dawać zysk. Ale wczoraj w Niemczech podczas sprzedaży półrocznych bonów skarbowych (tzw. bundów) okazało się, że inwestorzy musieli za nie zapłacić Niemcom więcej, niż potem odzyskają przy ich wykupie. Inaczej mówiąc ? ujemna rentowność bonów oznacza, że inwestorzy gotowi są dopłacać niemieckiemu rządowi za to, że mogą pożyczyć mu pieniądze.

Mimo to nie brakowało chętnych do zapłaty premii za bezpieczeństwo. Niemcy zebrali 3,9 mld euro, czyli tyle, ile planowali.

? To świadczy tylko o tym, z jak głębokim kryzysem mamy do czynienia i jak ogromna jest nerwowość i niepewność inwestorów. Przestaje dla nich być ważne, ile można zarobić, a liczy się głównie zwrot samego kapitału. Czyli po prostu to, że pieniądze będzie można odzyskać ? podkreśla prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista, były wiceprezes NBP.

Na to samo zwraca uwagę Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. W krajach takich jak Grecja, Włochy, Hiszpania czy Węgry za ulokowanie pieniędzy w obligacjach czy bonach skarbowych można dostać nawet 7?8 proc. A mimo to wielkie banki i inwestorzy wybierają Niemcy, którym muszą dopłacić za przechowywanie ich pieniędzy lub w najlepszym razie ? pogodzić się z brakiem zysków (precyzyjnie mówiąc, rentowność na wczorajszej aukcji bonów wyniosła -0,0122 proc., a przy poprzednim przetargu znalazła się 0,001 powyżej zera). ? Niemcy uznawane są za kraj całkowicie wiarygodny, wypłacalny i bezpieczny, a wobec niepewności na rynku inwestorzy mają ogromną awersję do jakiegokolwiek ryzyka. Ważna jest dla nich tylko ochrona kapitału, a w ich oczach Niemcy to zapewniają ? mówi Jankowiak.

Roman Przasnyski, analityk Open Finance, przypomina, że podobne sytuacje już się zdarzały. Nie tylko w czasach wojny, ale i ostatnio, w szczytowej fazie kryzysu. Zbliżoną do zera lub wręcz ujemną stopę zwrotu osiągały papiery szwajcarskie, niemieckie i amerykańskie. Również on podkreśla jednak, że to objaw najwyższego niepokoju inwestorów. ? Wielkie instytucje finansowe dysponują funduszami, które muszą gdzieś ulokować, bo nie mogą ich trzymać w skarpecie. Ale z drugiej strony boją się z nimi zrobić cokolwiek innego, by na tym nie stracić. Stąd biorą się takie sytuacje ? wyjaśnia Przasnyski.

Ekonomiści są zgodni, że zerowa lub ujemna rentowność niemieckich papierów może się jeszcze utrzymać nawet przez kilka miesięcy, a więc do czasu, gdy sytuacja w strefie euro choć trochę się nie wyjaśni.

Czy kryzys może doprowadzić do tego, że zjawisko ujemnych stóp zwrotu dotknie nie tylko wielkich rynków finansowych, bonów skarbowych i obligacji, ale także rynku detalicznego i zwykłych banków? ? Aż tak daleko to zjawisko nie sięga. Przeciętnym ciułaczom nie grozi dopłacanie za trzymanie pieniędzy na lokatach. W najgorszym wypadku będą przechowywać oszczędności w domu ? uspokaja analityk Open Finance.

Pewne niebezpieczeństwo dostrzega jednak prof. Rybiński. ? Przy tak niepewnej sytuacji ludzie martwią się o swoje oszczędności i wycofują je z banków. Na razie robią to duzi gracze. To dzieje się już np. w Grecji ? zauważa.

O budzącym nadzieję wzroście eksportu Niemiec czytaj w dziale 'Krótko' dzisiejszego newslettera