W Polsce zniknie bezrobocie!

W Polsce zniknie bezrobocie!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dominika Staniewicz, ekspert rynku pracy z Business Centre Club Archiwum
Minister finansów Jacek Rostowski tak przekonuje do planowanego przez rząd podniesienia wieku emerytalnego: za osiem lat problemem nie będzie brak wolnych stanowisk, lecz znalezienie rąk do pracy. Zbija w ten sposób jeden z koronnych argumentów przeciwników zmian, którzy twierdzą, że podwyższenie wieku emerytalnego będzie oznaczać wypychanie osób starszych na bezrobocie. Minister ma rację uważa Dominika Staniewicz, ekspert rynku pracy z Business Centre Club. Ale dodaje: dzisiejsi 40-, 50-latkowie nie mają złych perspektyw, jeśli będą nieustannie podnosić swoje kwalifikacje i podążać za rynkiem, a nie pozostawać z tyłu. W przeciwnym razie będziemy musieli ściągać pracowników z zagranicy.
Karol Manys: Czy rzeczywiście w roku 2020 w Polsce może być problem ze znalezieniem pracowników?

Dominika Staniewicz: Tak właśnie może się stać. Dane, które teraz napływają do nas z GUS, wskazują na to, że liczba osób wchodzących na rynek pracy będzie zdecydowanie mniejsza od liczby schodzących z niego i rzeczywiście zacznie nam brakować rąk do pracy. Duża grupa osób, które dziś jeszcze pracują, zacznie przechodzić na emeryturę. Natomiast pracowników, który będą mogli zająć ich miejsce, będzie znacznie mniej. W związku z tym powstanie deficyt.

Mimo to niektórzy twierdzą, że po podniesieniu wieku emerytalnego dla najstarszych pracowników zabraknie miejsca na rynku. Czy to nietrafiony argument?

To kompletnie chybiony argument. Od lat wiadomo, że liczba urodzeń spada. A przecież ktoś musi pracować. Mniej więcej za osiem lat na rynek zacznie wchodzić pokolenie niżu demograficznego. Tymczasem starszych już na tym rynku nie będzie. I właśnie dlatego nagle może się okazać, że będziemy zmuszeni posiłkować się pracownikami z zagranicy. Sami bowiem nie będziemy w stanie wypełnić luki. Demografia jest w tym przypadku nieubłagana. Jeśli się do tego już teraz nie przygotujemy, to naprawdę może być ogromny problem. I będzie to problem przede wszystkim pracodawców.

Nie obawia się Pani, że nawet przy braku rąk do pracy pracodawcy będą bardziej skłonni zatrudniać młode osoby niż ludzi w wieku okołoemerytalnym?

W najmniejszym stopniu. To jest mit. Żeby pracodawcy sięgali po ludzi młodych, młodzi musieliby jeszcze chcieć pracować. A wystarczy wejść do pierwszego lepszego urzędu pracy, by się przekonać, jak wygląda sytuacja. Wiszą tam setki ofert dla młodych: na cały etat, pół czy ćwierć. I jakoś nikt się nie garnie. Młodzi wolą np. postudiować. To jeszcze pół biedy. Ale spora grupa nie idzie do pracy, bo po prostu chce poszaleć. Dzisiejszy problem z osobami dojrzałymi polega zupełnie na czym innym...

Na tym, że gdy tylko zbliżają się do wieku emerytalnego, pracodawcy się ich pozbywają. A gdy zaczynają szukać nowego zajęcia, nikt ich nie chce zatrudnić.

To prawda, że dziś istnieje taki problem. Ale trzeba jeszcze powiedzieć, skąd on się bierze. Wchodzący w wiek okołoemerytalny mają zapewniony niby-okres ochronny. Niby, bo jakoś rząd nie bierze pod uwagę, że mamy jednak okres dość niestabilny gospodarczo. Przedsiębiorcy boją się po prostu, że w ciężkich czasach wiąże im to ręce. I to dlatego osoby w wieku przedemerytalnym są dziś pierwszymi do zwolnienia. Jestem przekonana, że gdyby nie było tego niepotrzebnego obostrzenia, nie byłoby też żadnego problemu.

Czyli jak się przygotować do sytuacji, którą będziemy mieć za osiem lat?

Przede wszystkim osoby dojrzałe nie mogą spocząć na laurach, co niestety często się zdarza. Należy cały czas się kształcić. Bywa, że do poradni zawodowej w poszukiwaniu pracy trafiają osoby ze sporym doświadczeniem zawodowym, które nie mają podstawowych dziś umiejętności, np. nie potrafią w najmniejszym stopniu obsługiwać komputera. To tacy ludzie lądują na bezrobociu. Po prostu brakuje im podstawowych kwalifikacji, które są dziś na rynku pracy absolutnie niezbędne. Często to właśnie jest przyczyną wykluczenia zawodowego.

Chce Pani powiedzieć, że dzisiejsi 40-, 50-latkowie powinni się na bieżąco kształcić i nie muszą się obawiać reformy emerytalnej, bo w zasadzie nie ma większych zagrożeń?

Zagrożenia zawsze istnieją. Jednym z nich jest to, że część osób będzie jednak wolała włożyć kapcie i usiąść w domu, a nie pracować. Innym ? że dzisiejsi 50-latkowie nie będą się rozwijać, a więc pozostaną na poziomie kompetencji, jakie mają obecnie. A to znaczy, że nie będą podążać za rynkiem, czyli będą się cofać. Kolejnym zagrożeniem może też być nieumiejętność zarządzania zasobami ludzkimi przez szefów firm. Żyjemy w świecie stereotypów, które mówią np., że lepiej, by sprzedawca był młody. Tymczasem osoby dojrzałe, których choćby z racji starzenia się społeczeństwa będzie coraz więcej, mogą zostać lepiej obsłużone przez równolatka. O tych problemach trzeba rozmawiać już teraz. Bo akurat to, że przy wydłużającej się średniej życia będziemy musieli dłużej pracować, jest pewne.