Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE: Polski handel i bezrobocie

Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE: Polski handel i bezrobocie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE Archiwum
Najbliższy poniedziałek może okazać się przełomowy (przynajmniej z punktu widzenia danych makroekonomicznych dotyczących bezpośrednio polskiej gospodarki). Wtedy właśnie Główny Urząd Statystyczny ma ogłosić m.in. dane o wynikach handlu w lutym oraz kończącym ten sam miesiąc stanie bezrobocia rejestrowanego.
W przypadku bezrobocia znamy już wstępne szacunki, które zaprezentował resort pracy. Mówią one, że na koniec lutego zarejestrowanych bezrobotnych było blisko 2,17 mln. Stanowiło to liczbę o 47 tys. wyższą niż w styczniu. Luty zazwyczaj przynosi sezonowy wzrost liczby bezrobotnych. Do bezrobocia wciąż bowiem wracają osoby, które utraciły zajęcie sezonowe jesienią. Widoczne są też skutki dopasowań w załogach firm dokonywane z przełomem roku. Tegoroczny wzrost byłby zbliżony do notowanego w dwóch poprzednich latach (odpowiednio 49 tys. osób w 2010 r. i 45 tys. w 2011 r.) i mniejszy niż w rekordowym roku 2009 (84 tys.). Jednak równocześnie okazałby się wynikiem wyraźnie gorszym niż w latach lepszej koniunktury, kiedy liczba bezrobotnych w lutym pozostawała stabilna lub wręcz się zmniejszała.

Ważne jednak wydaje się pytanie o to, co w tym czasie działo się z zatrudnieniem. Zaprezentowane przez GUS dane dotyczące jedynie sektora przedsiębiorstw nie prezentowały się najlepiej (słaby wzrost zatrudnienia w styczniu i spadek w lutym). Jeśliby jednak popyt na pracę rósł nieco lepiej w pozostałych sektorach gospodarki, to stopa bezrobocia mogła okazać się nieco niższa od szacowanej przez resort pracy (13,5 proc.). Podobnie było z danymi za styczeń, kiedy resort pracy oczekiwał stopy 13,3 proc., ostateczny wynik zaś wyniósł 13,2 proc.

Jednak prawdziwe trzęsienie ziemi może nastąpić w związku z publikacją danych o wynikach handlu detalicznego. Warto przypomnieć dość szczególną sytuację z przełomu roku, kiedy w zwariowany sposób dał o osobie znać tzw. efekt bazy. W grudniu 2011 r. sprzedaż detaliczna okazała się o 20,8 proc. wyższa od listopadowej, ale wzrost był niższy niż przed rokiem. To obniżyło roczną dynamikę sprzedaży detalicznej z 12,6 proc. do 8,6 proc. Po słabszym grudniu zgodnie z oczekiwaniami nastąpiła poprawa. Choć w sposób zrozumiały obroty w skali miesiąca uległy znaczącej korekcie (o 24,9 proc.), to okazała się ona wyraźnie płytsza niż przed rokiem. W konsekwencji roczna dynamika sprzedaży poprawiła się do 14,3 proc. Gdyby w lutym korekta sprzedaży w ujęciu miesięcznym nie przekroczyła 2,5 proc., jej roczna dynamika, wynosząc 9,5 proc. (choć gorsza od styczniowej), wskazywałaby, że tempo wzrostu gospodarki wciąż ma szansę być przyzwoite.

Gorzej, jeśli wyniki będą słabsze, da to bowiem pożywkę twierdzeniom, że spowolnienie jest już u naszych drzwi. Warto też chwilę uwagi poświęcić wynikom handlu hurtowego. Po słabszym od oczekiwań styczniu (kiedy miała miejsce korekta głębsza od typowo sezonowej) luty powinien był przynieść wzrost sprzedaży w ujęciu miesięcznym wynoszący ok. 5 proc. Pozwoliłby on na poprawę rocznej dynamiki sprzedaży z 8,9 proc. w styczniu do 10,1 proc. Świadczyłaby ona o wciąż sporym popycie kreowanym zarówno przez odbiorców krajowych, jak i zagranicznych. Wynik niższy powinien być przyjęty jako niepokojący.

Warto zwrócić uwagę na czwartkowy komunikat dotyczący bilansu handlu zagranicznego Szwajcarii w lutym. W ostatnich miesiącach w danych tych widać było dwie niezdrowe prawidłowości. Po pierwsze, obserwowana nadwyżka w wymianie handlowej okazywała się coraz mniejsza, a po drugie, prezentowała się wyraźnie gorzej niż w prognozach. Ciekawe, czy i tym razem będzie podobnie, i nadwyżka pogorszy się w stosunku do notowanych za styczeń 1,55 mld franków. Jeśli tak, to cierpliwość przedsiębiorców ze Szwajcarii ponownie zostanie wystawiona na próbę, a presja na Bank Centralny wzrośnie. Powrócimy więc w trybie ekspresowym do dyskusji, jak szybko ma być zmieniany parytet wymiany franka na euro (w kierunku osłabienia) z obowiązującego obecnie 1,20. Uważam (podobnie jak większość szczęśliwych posiadaczy kredytów hipotecznych denominowanych we frankach), że to najwyższa pora. Kto z Państwa pamięta jeszcze 1,55 franka za euro? Bo ja jeszcze pamiętam i pamiętam też niemal identyczne w wycenie 0,83 franka za markę niemiecką.