Pieniądze wydane, kryzys pozostał

Pieniądze wydane, kryzys pozostał

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Rachunki trzeba płacić. Po dramatycznej wpadce Grecji wydawało się, że nie jest to zasada dotycząca każdego państwa i każdego dłużnika, ale wczoraj Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, dał do zrozumienia, że ta stara reguła znowu powinna obowiązywać pisze Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
EBC wpompował w sektor finansowy miliardy euro i nie ma zamiaru o tym zapomnieć. Zwłaszcza że zastrzyk finansowy zaaplikowany przez bank centralny dał Europie chwilę oddechu: rynki uspokoiły się, widmo zapaści przestało straszyć inwestorów w Londynie i we Frankfurcie, notowania akcji nie odbijały się od ściany do ściany. Stary Kontynent powinien być mu za to wdzięczny.

Ale Europa przysnęła. Niepotrzebnie, bo luksus spokoju nie jest jej dany raz na zawsze. EBC nie po to sypnął euro, by politycy i bankierzy pojechali na wakacje. To miała być chwila wytchnienia potrzebna do uporządkowania myśli, sklecenia programu naprawczego i ruszenia z reformami. Tymczasem za moment może się okazać, że EBC wyrzucił pieniądze w błoto. Na razie Mario Draghi dyplomatycznie oświadczył, że jest jeszcze zbyt wcześnie na stwierdzenie, czy program długoterminowych pożyczek dla banków jest skuteczny, czy nie.

Wygląda jednak na to, że pozytywne skutki planu EBC właśnie dobiegają końca. Chmury nad strefą euro ciągle są gęste, polityczne kompromisy i dogadywanie się Aten z wierzycielami wcale nie rozwiązały problemu. Hiszpania i Portugalia nadal mają kłopoty, kolejna tura greckiego dramatu to tylko kwestia czasu. Madryt będzie prawdopodobnie potrzebował grubych miliardów z EBC, by poradzić sobie z kryzysem, bo nikt nie ma zamiaru pożyczyć mu ani centa. Do tego okazało się, że tempo sprzedaży detalicznej w eurolandzie hamuje, a widmo recesji w Niemczech staje się coraz bardziej prawdopodobne. Inflacja straszy, paliwa drożeją, bezrobocie jest wysokie.

EBC wrzucił na rynek górę pieniędzy nie po to, by teraz patrzeć, jak zżera je inflacja. Może zgrzeszył naiwnością, licząc na to, że banki zrobią z nich dobry pożytek, inwestując w kredytowanie gospodarki, a rządy wykorzystają ofiarowany im czas na uporządkowanie zabagnionych budżetów. Oczekiwania EBC nie były pozbawione sensu, chociaż można było przewidzieć, że sektor finansowy zechce przede wszystkim zrekompensować sobie straty po greckiej katastrofie, natomiast intencje banku centralnego niewiele go interesują.

Teraz znowu na rynki wraca niepokój. Lepiej by było, żeby Europa nadrobiła stracony czas, bo na kolejny zastrzyk finansowy EBC może już nie stać.