Poczekajmy na prawdziwy kryzys

Poczekajmy na prawdziwy kryzys

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Kraje Unii Europejskiej nie chcą, by brukselscy urzędnicy wtykali nos w ich umowy gazowe. Rządy nie mają zamiaru informować Brukseli o szczegółach kontraktów. Idea wspólnej polityki energetycznej w UE oddala się więc coraz bardziej pisze Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Obowiązkowego ujawniania treści kontraktów gazowych i umów na dostawy ropy, także dopiero negocjowanych, chciała Komisja Europejska, ale sprzeciwili się temu Duńczycy, którzy w tym półroczu reprezentują UE. Kopenhaga nie postawiła się KE ze złośliwości, ale po prostu dlatego, że nie dostała takiej zgody od unijnych rządów. Europejskie stolice wolą mieć pod tym względem wolną rękę i dlatego optują za o wiele łagodniejszym zapisem: kto chce, niech ujawnia swoje kontrakty, a kto nie ma na to ochoty, niech tego nie robi.

Pomysł Komisji Europejskiej był niezły, bo pozwalał wyśledzić różnice w traktowaniu przez Gazprom np. Niemców czy Polaków. Wiadomo, że Rosjanie taniej sprzedają gaz naszym zachodnim sąsiadom, nie wiadomo natomiast, dlaczego to robią. Czy stoją za tym przesłanki ekonomiczne, sympatie, a może uprzedzenia i ? co gorsza ? czysta polityka? Unii przydałby się system monitorujący kontrakty surowcowe, bo byłby to pierwszy krok do wspólnej polityki energetycznej. Jeżeli taki system nie powstanie, dostawcy surowców będą mogli pogrywać z każdym rządem z osobna, raz oferując marchewkę, innym razem sięgając po kij. Bruksela może jedynie się temu przyglądać, od czasu do czasu strasząc Moskwę. Tylko czym, skoro w tej rozgrywce nie może liczyć na poparcie największych gospodarek Starego Kontynentu...

Przy odrobinie dobrej woli udałoby się stworzyć system monitorujący umowy energetyczne, tylko najwyraźniej nikt ? poza Polską i kilkoma mniejszymi krajami europejskimi ? nie ma na to ochoty. Kiedy takie przyzwolenie się pojawi i czy w ogóle kiedyś się pojawi? Prawdopodobnie tak, ale dopiero wówczas, gdy Europę przyciśnie kryzys surowcowy, bardziej bolesny niż w 2009 r., kiedy z powodu konfliktu między Kijowem a Moskwą niektóre państwa unijne miały problem z dostawami gazu.

Jeżeli wówczas Unia będzie miała ochotę do wspólnego działania, znajdzie sposób na stworzenie jednolitej polityki energetycznej. Wystarczy, że zechce bronić swojej jedności, tak jak teraz, kiedy dopadł ją kryzys i musi walczyć o utrzymanie w całości strefy euro. Wychodzi jej to niemrawo, ciągnie się latami, ale jednak mimo wszystko zmierza do zachowania unijnej jedności.

Taki sam scenariusz może się zrealizować w przypadku rynku surowców: dopiero przyciśnięte do muru państwa Unii Europejskiej zdecydują się na oddanie części swoich przywilejów, by zachować jedność kontynentu i nie wpaść w jeszcze większe kłopoty.