Jak powstrzymać paliwową drożyznę

Jak powstrzymać paliwową drożyznę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Azembski, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum
Zahamowanie wzrostów cen paliw leży w gestii państwowego interwencjonizmu, który można by nazwać interwencjonizmem „oświeconym”, stosowanym z powodzeniem w wielu gospodarkach lepiej rozwiniętych od polskiej uważa Robert Azembski, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Atak hakerski na strony rządowe, sejmowe i niektórych prominentów odwrócił na chwilę uwagę od rosnących cen paliw. Tymczasem jeżeli ? nazwijmy to ? gremia publiczne (przede wszystkim rząd i Ministerstwo Gospodarki) nie podejmą szybkich i skoordynowanych działań w celu ich powstrzymania, drożejące paliwa mogą z czasem przynieść opłakane skutki w postaci wzrostu inflacji oraz, paradoksalnie, spadku przychodów budżetowych z paliwowej akcyzy.  

Nawet dla niewykształconego ekonomicznie obserwatora jasne jest, że drogie paliwa to wyższe koszty transportu, przede wszystkim tego, który ma wpływ na ostateczną cenę sprzedawanego produktu. Oficjalnie szacuje się, że ceny transportu, na które paliwa mają bezpośredni wpływ, stanowią niewiele ponad 9 proc. polskiego koszyka inflacyjnego ? jedni eksperci  twierdzą, że jest to bardzo niewiele, inni, że wpływ jest znaczący. Ale chyba wszyscy zgodzą się co do tego, że jeśli nawet drogie paliwa nie wywołają  wprost wzrostu inflacji, to z pewnością już zwiększają oczekiwania inflacyjne.

A dlaczego niby budżet miałby ucierpieć? To proste. Gdy cena paliwa przekroczy psychologiczną barierę, kierowcy, przede wszystkim ci, którzy używają samochodów prywatnie, np. dojeżdżają do pracy, odstawią auta i zaczną korzystać z alternatywnych źródeł transportu (autobusów, pociągów, tramwajów,  motocykli itp.). W efekcie spadnie sprzedaż paliw na stacjach, a tym samym wpływy państwa z akcyzy. Pytanie tylko, gdzie leży ta psychologiczna granica.

Jedno jest pewne ? chociaż nominalnie ceny paliw w Polsce należą do najniższych w Europie, to jeśli porównamy je do średniej pensji, już tak nie jest. Za godzinę pracy średnio zarabiającego obywatela np. w Anglii można zatankować prawie 7 litrów paliwa. W Polsce nie zatankujemy nawet 2 litrów. A paliwa niestety dalej drożeją. Według monitorującej ten rynek Polskiej Izby Paliw Płynnych średnia cena litra oleju napędowego na stacjach wynosi już 5,81 zł, a benzyny bezołowiowej 95 ? 5,63 zł. Nic nie wskazuje na koniec podwyżek, tym bardziej że Unia Europejska  zgodziła się na objęcie embargiem importu ropy naftowej z Iranu, co wywołało wzrosty cen tego surowca. Drożejąca ropa nie zawsze wprost przekłada się na cenę przetworzonego paliwa (bo na ceny oddziałują także inne czynniki), ale z pewnością nie sprzyja jego tanieniu.  

Powstrzymanie wzrostów leży w gestii państwowego interwencjonizmu, które można nazwać interwencjonizmem 'oświeconym', stosowanym z powodzeniem w wielu gospodarkach od polskiej lepiej rozwiniętych. Ponad połowa ceny paliwa na stacji to różne podatki. Rząd mógłby pomyśleć o obniżeniu do 200 litrów limitu na wwóz zwolnionego od podatków i akcyzy tańszego, 'konkurencyjnego' paliwa zza wschodniej granicy (obecnie ten limit jest kilkakrotnie wyższy). Z szacunków ekspertów wynika, że uzyskałby wtedy ok. 2?3 mld zł więcej w budżecie, co pozwoliłoby obniżyć (przynajmniej na jakiś czas) akcyzę, nie powodując jednocześnie uszczerbku dla finansów kraju.

Rząd, korzystając ze swoich uprawnień właścicielskich wobec koncernów Lotos i PKN Orlen, może również zdecydować o podjęciu działań wpływających na hurtowe ceny paliw. I niech szefowie paliwowych koncernów nie jęczą ? chociaż III kwartał zeszłego roku przyniósł Lotosowi i PKN Orlen straty, to z nadwyżką pokrywają je zyski wypracowane w poprzednich czterech kwartałach.
Teraz potrzeba tylko determinacji rządu.

Inne opinie na temat realnych możliwości wpływania na ceny paliw znajdziesz w tekście o paliwowej drożyźnie w dzisiejszym newsletterze Businesstoday.pl