Polski Cukier może być firmą globalną

Polski Cukier może być firmą globalną

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marcin Kulicki, prezes Krajowej Spółki Cukrowej Archiwum 
Prowadzimy intensywne rozpoznanie co do możliwości przejęć w branży cukrowniczej. Interesuje nas rynek bałkański, bo jest to rynek deficytowy, na którym brakuje cukru. Przyglądamy się też rynkowi na Kubie, a także w Afryce, bo i ten obszar zaczyna odgrywać coraz większą rolę na rynku cukru trzcinowego mówi Marcin Kulicki, prezes Krajowej Spółki Cukrowej.
Bartłomiej Mayer: W Unii Europejskiej wciąż obowiązują limity produkcji cukru. To z pewnością utrudnia funkcjonowanie firm działających w tej branży. Jaki patent na rozwój w tych warunkach ma KSC Polski Cukier?

Marcin Kulicki: To, jak rozwijać firmę w warunkach obowiązywania limitów produkcyjnych, już od kilku lat jest dla nas kluczowym tematem. Mamy świadomość, że w związku z europejskimi regulacjami do 2015 r. będziemy mogli produkować tylko określoną ilość cukru. To powoduje, że przestrzeń do rozwoju przedsiębiorstwa jest bardzo ograniczona. Krajowa Spółka Cukrowa ma strategię na lata 2011?2014, w której założyliśmy m.in., że sposobem na rozwój firmy oraz zwiększenia jej skali działania będą akwizycje, również poza granicami Polski. Oczywiście sprawa nie jest łatwa, branża cukrownicza jest dosyć szczelna, a podmioty funkcjonujące na tym rynku rzadko decydują się na zmianę właścicieli i niewiele jest możliwości przejęć. Ale cały czas monitorujemy rynek europejski. W pierwszej kolejności weszliśmy natomiast na nasze dawne tradycyjne rynki wschodnie.

Czyli poza granice Unii Europejskiej.

Tak, naszą pierwszą zagraniczną inwestycją był zakup w maju 2011 r. cukrowni w miejscowości Cupcini w Mołdawii. To fabryka o dużym potencjale produkcyjnym, choć do tej pory nie wykorzystywała go w całości, a przez dwa ostatnie lata w ogóle nie produkowano tam cukru. Dlatego zaraz po przejęciu cukrowni przeprowadziliśmy generalny przegląd zakładu, dokonaliśmy kilku inwestycji i modernizacji, po czym w listopadzie ubiegłego roku uruchomiliśmy zakład, produkując w nim pierwszy cukier. Nasze przewidywania, że to faktycznie dobra fabryka, sprawdziły się. Potwierdziły się też wcześniejsze założenia dotyczące bazy surowcowej dla tej fabryki. Dziś, po zakończeniu pierwszej kampanii cukrowniczej w Moldova Zahar, możemy mówić, że decyzja o akwizycji była słuszna.

Jakie są zdolności produkcyjne przejętej cukrowni?

Moc przerobowa cukrowni w Cupcini wynosi obecnie około 4,5 tys. tony buraków na dobę. Jednak w Polsce tego typu zakłady potrafiliśmy zmodernizować tak, że ich moce wytwórcze rosły do poziomu 7 tys., a nawet 8 tys. ton na dobę. I tam również jest taki potencjał wzrostu.

Ile cukru KSC może teraz produkować w Mołdawii?

W naszym biznesplanie założyliśmy, że po trzech latach od przejęcia będziemy mogli produkować w Mołdawii 60?70 tys. ton cukru rocznie.

Jaki to da udział w tamtejszym rynku?

Docelowo chcemy mieć 50 proc. mołdawskiego rynku. By jednak zrealizować założone plany, oprócz podniesienia mocy produkcyjnych kupionej już cukrowni należałoby dokonać jeszcze jednej akwizycji. Są na to szanse.

Czy to oznacza, że w Mołdawii są jeszcze inne podmioty, które warto byłoby przejąć?

W tej chwili na tamtejszym rynku cukrowniczym funkcjonują trzy podmioty. Oprócz nas jest niemiecki Sudzucker, który działa w Mołdawii już od ponad 10 lat, oraz należąca do mołdawskiego biznesmena firma Magwest. Jednak prowadzenie pojedynczej cukrowni to bardzo trudne przedsięwzięcie. Jesteśmy w kontakcie z tym przedsiębiorcą i mam nadzieję, że jednak dojdzie do kolejnych zmian własnościowych na tamtejszym rynku cukrowniczym. Gdybyśmy przejęli także wspomnianą fabrykę, Krajowa Spółka Cukrowa miałaby połowę udziałów w mołdawskim rynku, podobnie zresztą jak Sudzucker.

Gdzie KSC będzie sprzedawała wyprodukowany w Mołdawii cukier?

Spożycie cukru w Mołdawii wynosi obecnie 70?80 tys. ton. Będzie ono oczywiście rosło, ale moce produkcyjne tamtejszych cukrowni znacznie przewyższają krajowe zapotrzebowanie. Nie ukrywam, że naszą akwizycję w Mołdawii traktujemy jako zdobycie dostępu do innych okolicznych rynków, przede wszystkim rynku Rumunii. Jest to rynek deficytowy i dlatego tak atrakcyjny. Posiadanie cukrowni w Mołdawii daje również możliwość swobodnego wyjścia na inne wschodnie rynki, takie jak Rosja czy republiki zakaukaskie, które potrzebują dużych ilości cukru z importu.

Najbliżej jest Ukraina, ale tam na rynku cukrowniczym jest chyba spora konkurencja?

Oczywiście. Jednak nie oznacza to, że nie ma na ten rynek wstępu. Stawiamy na produkt najwyższej jakości i właśnie taki cukier, którego na rynku ukraińskim nie ma wcale dużo, chcemy tam dostarczać. Kolejne nasze atuty to wysoka jakość obsługi klienta oraz będąca na najwyższym poziomie logistyka. Dzięki temu łatwiej będzie nam zdobyć kontrakty takich potentatów rynku spożywczego jak Coca-Cola, Pepsi Co. czy Nestle, które już od kilku lat działają na Ukrainie. Bardzo często, negocjując nasze kontrakty w Polsce, jesteśmy pytani o możliwości zaopatrzenia tych zakładów na Ukrainie, w Rumunii czy w Bułgarii. Teraz będziemy mieli jeszcze lepszą możliwość dostarczania cukru do tych krajów.

Wiadomo, że Pana spółka planuje kolejne akwizycje. Dlaczego na celowniku znalazły się właśnie Bałkany?

KSC prowadzi bardzo intensywne rozpoznanie dotyczące możliwości przejęć w branży cukrowniczej. Nie ukrywamy, że interesuje nas rynek bałkański, bo jest to rynek deficytowy, na którym brakuje cukru. Cukier jest tam sprowadzany z Austrii, Niemiec, a nawet z Francji. Uważamy, że możemy konkurować na tym rynku z dotychczasowymi graczami, chcemy też w ten sposób wzmocnić konkurencyjność naszej oferty. Wymaga tego wspomniany już przeze mnie system zaopatrzenia największych światowych odbiorców. Polega on na negocjacjach prowadzonych w centrali, a dotyczących dostaw do bardzo wielu miejsc w całej Europie, gdzie dany koncern prowadzi działalność produkcyjną. W 2011 r. właśnie na tej zasadzie w ramach kontraktów globalnych dostarczaliśmy nasz cukier do wielu krajów europejskich.

W których konkretnie bałkańskich krajach chcielibyście kupić cukrownie?

Prowadzimy kilka projektów, które są na takim etapie, że nie możemy zdradzać żadnych szczegółów. Tym bardziej że nasza spółka jest teraz w trakcie prywatyzacji i obowiązują nas zasady informacyjne wynikające z projektu emisyjnego.

Kiedy mogłoby dojść do takiego przejęcia?

Jak już wspomniałem, jesteśmy teraz w okresie prywatyzacji [zapisy na akcje KSC rozpoczęły się 20 grudnia 2011 r. i potrwają do 20 marca, a cały proces prywatyzacji ma się zakończyć 20 września ? red.]. Myślę, że to przyszli akcjonariusze KSC będą decydować o ewentualnych kolejnych akwizycjach, szczególnie tych dużych. Mówimy bowiem o projektach wartych kilkaset milionów złotych.

Jednak to zarząd wychodzi z inicjatywą w tych sprawach.

Oczywiście. Dlatego my, jako zarząd, staramy się już w tej chwili zrobić wszystko, żeby takie projekty były przygotowane i byśmy mogli je w odpowiednim czasie przedstawić do akceptacji akcjonariuszom.

Czy może zatem chodzić o więcej niż jedną akwizycję?

KSC posiada duży potencjał inwestycyjny. Chcemy, po pierwsze, dobrze zainwestować te pieniądze, a po drugie, myślimy też o dywersyfikacji działalności, wejściu w inne segmenty rynku. Może chodzić o biopaliwa, szeroko pojęty segment rolno-spożywczy. To jest praca w kierunku wydłużenia łańcucha produkcyjnego.

Jakiego rzędu mogą to być wydatki?

Nasza spółka przeznaczyła na najbliższe lata ponad 800 mln zł na różnego rodzaju inwestycje zarówno w należące już do grupy zakłady, jak i w nowe projekty. Dobra sytuacja na rynku cukru w roku obrotowym, który zakończył się 30 września 2011 r., dała nam dodatkowy potencjał do rozwoju firmy, ponieważ wyniki finansowe są bardzo dobre.

Na Bałkanach nie kończą się akwizycyjne ambicje KSC. Wspominał Pan kiedyś o Ameryce Południowej.

Te deklaracje jeszcze jakiś czas temu mogły brzmieć dość egzotycznie. Gdy trzy lata temu wspominaliśmy o tego rodzaju akwizycjach, wielu ludzi się uśmiechało. Twierdziłem jednak już wtedy, że to bardzo poważna i ważna część naszych planów rozwojowych. Chodzi o to, że KSC, która chce być europejskim graczem, a nie oddać się innym, musi mieć także biznes bazujący na cukrze trzcinowym. Teraz Unia Europejska dopuszcza na swój rynek 4 mln ton takiego cukru, ale jest bardzo realna perspektywa całkowitego uwolnienia rynku w 2015 r. Przeprowadzenie inwestycji właśnie w tym segmencie rynku jest więc bardzo celowe. A ostatnie lata pokazały, że aby mieć sprawnie prowadzoną sprzedaż na rynku cukru, nie można się opierać wyłącznie na pośrednikach oraz światowej giełdzie, która bardzo często jest rozchwiana i w dużej mierze opanowana przez kapitał inwestycyjny, tak samo zresztą jak inne giełdy. Dla stabilności zaopatrzenia potrzebne są własne źródła cukru trzcinowego.

Gdzie KSC poszukuje potencjalnych podmiotów do przejęcia?

Założyliśmy pewien minimalny poziom produkcji, który by nas interesował, i szukamy takich właśnie projektów. Przyglądamy się rynkowi na Kubie, a także w Afryce, bo i ten obszar zaczyna odgrywać coraz większą rolę na rynku cukru trzcinowego. Największy potencjał mają Brazylia, Indie i Australia. Ale trzeba sobie też zdawać sprawę, że o ile dotychczas kwestia konkurencyjności kosztów produkcji cukru trzcinowego nie była tematem numer jeden, o tyle za kilka lat będzie to bardzo ważne. Europa przygotowuje się do konkurowania z cukrem trzcinowym, ale i na tamtejszym rynku są już teraz duże różnice cenowe, która za kilka lat mogą decydować o tym, czy sprowadzanie cukru będzie się opłacać.  Także na rynku cukru trzcinowego bardzo ważne jest to, by mieć zaplecze agrarne i nie być uzależnionym wyłącznie od farmerów, którzy podejmują decyzje o uprawie, biorąc pod uwagę np. aktualną sytuację cenową. Jak to jest ważne, pokazał przykład Brazylii. Choć mamy w branży cukrowej od kilku lat najlepszy okres w historii, bardzo wiele brazylijskich cukrowni ma problemy, bo nie mają zaplecza rolnego. Muszą płacić wysokie ceny za trzcinę cukrową i mają zbyt małą marżę nie tylko na to, by się rozwijać, ale także by pokrywać koszty bieżącego funkcjonowania. KSC wchodzi na te rynki po raz pierwszy. Narażeni jesteśmy na wiele niewiadomych. Dlatego staramy się działać bardzo ostrożnie. Być może poszukamy globalnego partnera.

Czyli w grę wchodziłoby nie tylko przejęcie na własność, ale także zakup udziałów w jakimś przedsięwzięciu?

Oczywiście.

Czy to bardziej prawdopodobne niż samodzielna inwestycja?

Gdy patrzę na obecną sytuację, bardziej prawdopodobna wydaje mi się jednak samodzielna akwizycja. Chodzi o to, żeby nawet kosztem przedłużenia realizacji projektu zminimalizować ryzyko związane z tym obszarem.

Kiedy mogłoby dojść do takiej zamorskiej akwizycji?

Myślę, że to może być przyszły rok lub 2014.

Jaka byłaby to skala inwestycji?

Mogę to określić tak: docelowo chcielibyśmy produkować 300 tys. ton cukru trzcinowego rocznie. Bo tyle jesteśmy w stanie obecnymi siłami rozdysponować.

Jaki byłby to wydatek?

Na razie jest za wcześnie, by to uszczegółowić.