Sztuka latania, najtrudniejsza ze sztuk

Sztuka latania, najtrudniejsza ze sztuk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bartłomiej Mayer, dziennikarz „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum 
W dobie gdy polskie pociągi zderzają się już częściej niż raz w tygodniu, uznałem, że należy postawić na transport lotniczy. Nowe linie zdały egzamin, stare lotnisko w podszczecińskim Goleniowie niestety nie  pisze Bartłomiej Mayer, dziennikarz „Bloomberg Businessweek Polska”.
Na trasie Warszawa?Szczecin nowy polski przewoźnik OLT Express jest bezkonkurencyjny zarówno pod względem czasu, jak i kosztów. Bije na głowę indywidualny i zbiorowy transport kołowy. Obawiam się, że nawet uruchomienie kolejnego odcinka A2 z Konotopy do Strykowa niewiele będzie w stanie tu zmienić.

Podróż ze stolicy do Szczecina na pokładzie airbusa trwała trzy kwadranse. Uśmiechnięte stewardesy musiały uwijać się jak w ukropie, żeby zdążyć rozdać w tym czasie wszystkim pasażerom ciasteczka oraz napoje. Pracownicy przydrożnych Fast foodów, a tym bardziej obsługa wagonów Wars, wypada w tym zestawieniu dość blado...

Wspomnienie miłej podróży oraz piękna pogoda umiliły mi weekendowy pobyt w Szczecinie. W drodze powrotnej zaczęły się schody. Problem nawet nie w tym, że samolot OLT Express miał opóźnienie. Takie rzeczy zdarzają się przecież nawet w Emirates Airline.

Kompletnie nieprzygotowane do takiej sytuacji okazało się goleniowskie lotnisko. Jego pracownicy przez dłuższy czas nie uznali za stosowne poinformować czekających na rejs pasażerów o tym, że ich samolot ma opóźnienie. Gdy zaczęli wreszcie podawać komunikaty, były one tak niewyraźne, że gros oczekujących i tak nie wiedziało, co się dzieje. Szczęście mieli tylko ci, którzy byli akurat... w toalecie, bo tylko tam można było zrozumieć słowa płynące z głośników. Komunikaty i tak były ? łagodnie rzecz ujmując ? nieprecyzyjne. O tym, że wylądował samolot linii OLT Express, oczekujący dowiedzieli się znacznie wcześniej... niż faktycznie to nastąpiło.

Zdenerwowani podróżni nie mieli nawet kogo zapytać w tej sytuacji, bo w poczekalni przez ponad godzinę nie pojawił się żaden pracownik lotniska. Tymczasem odprawę przechodzili kolejni pasażerowie, którzy mieli lecieć innymi samolotami. W niewielkiej sali zgromadziło się zatem dobrze ponad 200 osób.

Po jakimś czasie doszedłem jednak do wniosku, że nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szefowie podszczecińskiego lotniska mogliby bowiem pełnić swoje funkcje nie na ziemi, ale w przestworzach, a wtedy mogłoby być znacznie gorzej.