Tabloidy rządzą rządem

Tabloidy rządzą rządem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rządy Platformy Obywatelskiej zrujnują lobbystów. Ile to się trzeba było kiedyś nachodzić po urzędniczych gabinetach, ile „prezentów” rozdać, ilu krewnych polityków pozatrudniać w firmach-krzakach, żeby uwalić albo przeforsować jakieś przepisy. A dziś? Wystarczy tekścik w „Fakcie” czy „Super Expressie” – ideologicznych filarach rządu Donalda Tuska. Ot, dla przykładu, sprawa nowelizacji kodeksu pracy.
Fakt pierwszy. Członek rzekomo liberalnej partii i wiceminister gospodarki w rzekomo liberalnym rządzie (Adam Szejnfeld) tworzy pakiet dość sensownych ustaw, chcąc ułatwić działalność właścicielom małych, kilkuosobowych firm (trzon biznesu w Polsce – grubo ponad 85 proc. podmiotów gospodarczych). Żadna szokująca rewolucja – wie, kto zadał sobie trud zapoznania się z tymi pomysłami. Twierdzenia o zgodzie na wyrzucanie ciężarnych kobiet na bruk to brednie.

Fakt drugi. Tabloidy rzecz całą relacjonują w typowy sposób: nagłówki w stylu „zmiana kodeksu pracy stworzy 3,5 mln „niewolników", niżej pan Zdziś, zdybany rano pod monopolowym ocenia, że to nieludzkie, a samotna matka szóstki dzieci, gospodyni domowa od zawsze, grzmi, że burżuje zaraz wywalą z pracy każdą kobietę, która ma/będzie miała dzieci i w ogóle to skandal.

Normalny rząd w normalnym kraju jedzie dalej, chociaż tabloidy szczekają (wiadomo, bad news are good news). Ale nie ekipa Tuska, która wsłuchuje się w głos ludu i komunikuje z nim za pośrednictwem żerujących na tanim populizmie gazet (vide: relacje w tychże tabloidach z tasiemcowego serialu pod tytułem „Na czym dziś oszczędził rząd"). Dlatego jak już ktoś w PO zdobył się na wysiłek i stworzył wreszcie jakieś projekty ustaw, to dostaje publicznie burę od kolegów z rządu i szefa sejmowego klubu tej partii. Bo to zły, liberalny pomysł był. I oto mamy sytuację, w której platformersi na wyścigi koją skołatane nerwy niedoszłych „niewolników", zapewniając, że „żadnej rewolucji w kodeksie pracy nie będzie". Platformerska minister pracy dodaje nawet, że są ważniejsze sprawy do załatwienia i gorsze bariery dla rozwoju przedsiębiorczości do usunięcia, podczas gdy ze wszystkich badań i ankiet wynika, że drobny biznes najczęściej skarży się właśnie na kodeks pracy oraz haracz odprowadzany do ZUS (wysokie podatki znajdują się daleko na liście najbardziej irytujących przedsiębiorców rzeczy).

Tymczasem taka dla przykładu lewacka ideolożka jak prof. Magdalena Środa stwierdza przytomnie, że projekt jest OK, gdyż „nim zaczniemy budować państwo opiekuńcze, musimy mieć z czego to zrobić. (...) Lepiej dać odetchnąć małej przedsiębiorczości, a potem dopiero wracać do idei państwa opiekuńczego". Zabawne, prawda?