Gazem do Iranu

Gazem do Iranu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy wstępna umowa na dostawy gazu między PGNiG i Iranian Offshore Oil Company jest ryzykowna? Na pewno. Ale nie znaczy to, że nie warto próbować.
Czy nam się to podoba, czy nie, w biznesie moralność jest raczej kulą u nogi. Wiedzą o tym hiszpańskie firmy, które prowadzą ekspansję na Kubie, mimo obowiązującej blokady gospodarczej, nałożonej na wyspę przez USA. Wiedzą o tym firmy francuskie czy włoskie, które na długo przed pewnym ociepleniem stosunków Libii z Zachodem zaczęły handlować z reżimem Muammara al-Kadafiego. W dawnych latach firmy amerykańskie, brytyjskie czy niemieckie na potęgę handlowały i inwestowały w Iraku Saddama Husajna, choć dla nikogo nie były tajemnicą dokonane przez niego mordy na Kurdach czy iracki program atomowy.

Z rynków, na których gry polityczne są równie ważne jak biznes (surowce, energetyka, broń), Polska w początku lat 90. właściwie wypadła: starzy kontrahenci znaleźli się w gronie wrogów, często objętych sankcjami, a potencjalni nowi od dawna faworyzowali wielkich, jak USA, Wielką Brytanię czy Francję. To się powoli zmienia, ale i tak odrobina realpolitik w interesach nam nie zaszkodzi. Tym bardziej, że jest o co powalczyć. Iran ma drugie po Rosji zasoby gazu na świecie, a my pilnie potrzebujemy zdywersyfikować źródła dostaw tego surowca oraz pozyskać dostawców dla terminalu LNG (gazu skroplonego) w Świnoujściu, który ma być gotowy za kilka lat. Ważna byłaby też ewentualna współpraca PGNiG z irańskimi firmami w poszukiwaniu i eksploatacji tamtejszych źródeł ropy, bo w tej dziedzinie dywersyfikacja źródeł dostaw jest nam jeszcze bardziej potrzebna (dziś ponad 90 proc. ropy importujemy z Rosji). Ostatnimi czasy Iran odgrywa na rynku ropy coraz większą rolę. W lutym 2008 r. – ku irytacji USA -  uruchomił długo zapowiadaną giełdę ropy i gazu na wyspie Kish, na której transakcje rozliczane są w innych niż dolar walutach.

Chociaż sytuacja polityczna jest delikatna, gra jest warta świeczki. Tymczasem wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak chce szukać alternatywnych źródeł dostaw gazu bez ryzyka i trochę bliżej Polski. Biorąc pod uwagę, że obecny rząd właściwie zawiesił projekt pozyskania dostaw „błękitnego paliwa" z Norwegii (nic się w tej sprawie nie dzieje), wypada uznać, że chodzi mu o utrzymanie status quo, czyli importowanie około 60 proc. zużywanego przez nas gazu z Rosji. Ryzykowne dla Polski, ale nie dla Pawlaka - nie będzie musiał się wysilać. I bez wątpienia bliżej