Trwający już proces przekształceń budzi sprzeciw związkowców, którzy zarzucają likwidatorowi łamanie uchwały Rady Miasta, kodeksu pracy i ustawy o zwolnieniach grupowych.
Spodek jest obecnie spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, w której miasto ma 100 proc. udziałów. Jak wyjaśnił rzecznik Urzędu Miasta w Katowicach Waldemar Bojarun, zmiana jego statusu ułatwi miastu inwestowanie w modernizację obiektu i pozyskiwanie zewnętrznych środków na ten cel.
Po przekształceniach obiekt stanie się bowiem częścią MOSiR, który będzie jego gospodarzem, a za pozyskanie i organizację imprez będzie odpowiadać powołana spółka operatorska, choć miasto nie wyklucza też powierzenia tego zadania firmie, która zarządza innymi obiektami tego typu na świecie.
"Spodek to symbol Katowic i miasto chce w niego inwestować, w dotychczasowej strukturze było to utrudnione" - powiedział Bojarun.
Na modernizację złożą się m.in. założona już w hali kosztem 12 mln zł klimatyzacja, planowana jest też modernizacja sieci energetycznej i oświetlenia, płyty głównej oraz antresoli i elewacji hali.
Uchwały o rozwiązaniu przedsiębiorstwa i utworzeniu Centrum Widowiskowo-Sportowego katowiccy radni podjęli 20 grudnia ubiegłego roku. Jak poinformował likwidator przedsiębiorstwa Marek Blaszkowski, wiosną część załogi, zajmująca się techniczną eksploatacją obiektu - ok. 20 osób - została "przekazana" do katowickiego MOSIR-u, kolejne pięć, odpowiadających za organizację imprez, ma tam przejść we wrześniu. Pozostałe kilkanaście osób straci pracę.
Jak jednak alarmują związkowcy, jest to sprzeczne z uzasadnieniem uchwały Rady Miejskiej, zgodnie z którym pracownicy mieli przejść do nowej spółki.
"Ludzie są rozgoryczeni i załamani. Wielu z nich poświęciło dla Spodka najlepszą część swojego życia. Teraz w trybie przyśpieszonym wysyłani są na bruk, wbrew wcześniejszym obietnicom radnych" - powiedział przewodniczący "Solidarności" w Spodku Stefan Jędrysczyk.
Zakładową komisję poparł zarząd regionu śląsko-dąbrowskiej "S". W sprawie interweniował jego przewodniczący Piotr Duda. W piśmie do przewodniczącego Rady Miasta Katowice Jerzego Forajtera podkreślił, że w Spodku podejmowane są działania służące podziałowi pracowników i szykanowaniu części z nich.
Przestrzegł, że działania likwidatora Spodka "grożą protestem zwalnianych pracowników". "Protest taki na pewno zostanie poparty przez różne struktury śląsko-dąbrowskiej +Solidarności+ i negatywnie odbije się na wizerunku władz Katowic i Spodka" - zapowiedział szef regionalnej "Solidarności".
Związek wskazuje, że pracodawca naruszył również przepisy ustawy o grupowych zwolnieniach. W ciągu miesiąca zwolnienia otrzymało ponad 10 pracowników, a ustawa nakazuje w takiej sytuacji konsultować zwolnienia ze związkami oraz powiadomić powiatowy urząd pracy.
Likwidator argumentuje jednak, że przepisy te mają zastosowanie wówczas, gdy firma zatrudnia ponad 20 osób, a Spodek obecnie zatrudnia 18, w tym likwidatora. "Realizowałem tylko wytyczne, jakie dostałem z Urzędu Miasta. Starałem się znaleźć pracę dla jak największej liczby ludzi, ale jeśli przedsiębiorstwo jest likwidowane, to niestety, pracownicy muszą liczyć się z utratą pracy" - podkreślił Marek Blaszkowski.
"Oczywiście nie jest wykluczone zatrudnienie zwolnionych pracowników w nowej spółce, ale nie możemy dać takiej gwarancji" - mówi z kolei rzecznik Urzędu Miasta.
nd, pap