Euro w 2011? Ekonomicznie trudne, politycznie wątpliwe

Euro w 2011? Ekonomicznie trudne, politycznie wątpliwe

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Donald Tusk zapowiedział, że Polska powinna przyjąć euro już w 2011 roku. Ekonomicznie jest to możliwe.
Aby to jednak nastąpiło trzeba w 2009 r. wejść do systemu ERM2 i przez dwa lata utrzymać kurs złotego mieszczący się w dopuszczalnym korytarzu wahań +/- 15 proc. wobec euro (to, akurat nie powinno być trudne, bo nawet w okresie światowych zawirowań monetarnych i gwałtownego umacniania złotego zmiana kursu praktycznie nie wyskakiwała poza tę granicę). Aby jednak wejść do „węża walutowego" trzeba najpierw i to już w przyszłym roku wypełnić tzw. kryteria z Maastricht (deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, dług publiczny mniejszy niż 60 proc. PKB, stopy procentowe nie wyższe niż 2 punkty procentowe i inflacja nie wyższą niż 1,5 pkt proc ponad średnią w trzech krajach o najniższej stopie inflacji). Z kryteriów tych aktualnie Polska nie wypełnia warunku niskiej inflacji, bo aby być w zgodzie z kryteriami powinniśmy mieć roczny wzrost cen nie większy niż 3,2 proc., a mamy – niestety – aż 5 proc. Pierwsze zatem, co musimy zrobić to zdusić inflację oraz pilnować aby nasz niski deficyt budżetowy nie zaczął rosnąć.

Choć jest to trudne, to jednak możliwe i na pewno nie najtrudniejsze. Bo wprowadzenie euro ewidentnie wymaga bowiem zmiany Konstytucji, co wymaga kwalifikowanej większości, do której daleko, skoro nawet koalicyjny PSL zapowiedź premiera przyjął bardzo powściągliwie.

Dlatego przewidywać można, że wprowadzenie euro nie dokona się u nas łatwo i nie będzie decydować o nim interes ekonomiczny, lecz korzyści polityczne, jakie będą chciały uzyskać przy tej okazji poszczególne partie. Dlatego najprawdopodobniej w wyścigu do euro wyprzedzi nas nie tylko Słowacja, ale także Litwa i Bułgaria (zapowiedziały przejście na euro w 2010 r.) oraz Estonia (2011 r.).