Na razie sukces

Dodano:   /  Zmieniono: 
Galopujący spadek złotego i niechęć (potwierdzona oficjalną wypowiedzią) NBP do interweniowania na rynku walutowym skłoniły do takiej interwencji ministerstwo finansów.
Zarówno zapowiedź, że rząd będzie sprzedawał na rynku euro pochodzące z dotacji unijnych, jak i fakt rozpoczęcia w środę tej sprzedaży podzielił środowisko ekonomiczne mniej więcej po równo. Jedna połowa uważa, że było to działanie absolutnie niezbędne, bez którego kurs złotego w stosunku do euro mógłby szybować w kierunku 6 zł. Druga połowa natomiast sądzi, jest to niepotrzebne ryzyko, które nie przyniesie trwałego efektu.

Ryzyko oczywiście istnieje, ale dzisiaj nie ma decyzji wolnych od niepewności. Dlatego z wielka uwagą przyglądać się należy efektom. A te – jak na razie są świetne – rzucenie na rynek kilkudziesięciu milionów euro sprawiło, że kurs zszedł (w czwartek rano) do 4,65 zł o 25 groszy niższego niż we wtorek. A przy okazji budżet trochę zarobił zamieniając niepotrzebne mu euro na potrzebne złotówki po korzystnym kursie (dodatkowym zyskiem jest to, że mniejsze będą potrzeby pożyczkowe rządu i banki – nie mając już takiego łatwego zysku - będą musiały zacząć oferować kredyty firmom).

Oczywiście nie wiadomo jednego. Czy, kiedy rząd przestanie sprzedawać swoje zasoby (a te, mimo że spore, bo wynoszące 12 mld euro, kiedyś mogą się skończyć), kurs ustabilizuje się na aprobowalnym poziomie. Tego nie wie nikt. Można mieć jednak nadzieję, że zastosowana „taktyka kropelkowa" (sprzedawanie stosunkowo niewielkich kwot co jakiś czas) pewien efekt przyniesie, dając rynkowi czas na uspokojenie i przynosząc ulgę posiadaczom kredytów i opcji walutowych oraz importerom.