Pakiet świętego spokoju

Pakiet świętego spokoju

Dodano:   /  Zmieniono: 
W latach 1920-1921 w Stanach Zjednoczonych mógł mieć miejsce pierwszy wielki kryzys. Indeks cen towarów i usług spadł o ponad 10 proc. (czyli mocniej niż w czasie Wielkiego Kryzysu lat 30.), a skala bezrobocia była porównywalna do rekordowych wyników z 1931 roku. Co zrobił ówczesny prezydent USA, Warren Harding? Opracował plan pomocy finansowej dla upadających firm, jak ostatnio Donald Tusk? Nie. Obniżył podatki i radykalnie ograniczył wydatki publiczne.
Zadziwiające, jak niewielu polityków i ekonomistów pamięta, że to właśnie ta taktyka przyniosła ozdrawiający efekt: przejściowy kryzys zakończył się już w 1923 roku. Większość, w tym niestety nasz premier Donald Tusk i minister finansów Jacek Rostowski, mniej lub bardziej zdecydowanie woli podążać ścieżką Roosevelta, który poniósł sromotną klęskę, bo okazało się, że jego w zamierzeniu stymulujący gospodarkę „New Deal", stymulował w efekcie kryzys. „Pakietu antykryzysowego” rządu Tuska, którego cześć została uchwalona w środę przez polski Sejm, nie można jednak bez zastrzeżeń porównać do polityki Roosevelta. Tamten był w swoim interwencjonizmie konsekwentny, rząd Tuska jest schizofreniczny. Z jednej strony wykazuje zacięcie socjalistyczne - chce dopłacać do firm, których obroty spadły o co najmniej 25 proc., z drugiej liberalne - uelastycznia prawo pracy tak, by wreszcie było normalnie i pracodawca mógł zatrudniać pracownika w zależności od potrzeb, a nie ustawowych wymogów. Z jednej tworzy ulgi podatkowe, z drugiej okazuje się, że dotyczą one pracowniczych świadczeń socjalnych, czyli nie mają nic wspólnego z rzeczywistą liberalizacją przepisów podatkowych.

Z czego wynika to rozdwojenie jaźni? Być może z presji, jaką wywiera na koalicję PO-PSL tzw. opinia publiczna, opozycja, a także – szeroko pojęta zagranica. Z ust polskich polityków opozycyjnych i dziennikarzy pobrzmiewa niezadowolenie: jak to tak – mamy kryzys, a rząd nic nie robi? Nie walczy? Co to za rząd? A pod wypowiedziami polityków zagranicznych kryje się zawiść: to my stymulujemy gospodarkę, a ta mimo to leci na łeb na szyję, a rząd Tuska nie robi nic i w porównaniu z nami mają tylko delikatny kryzysik! Rozumiem więc, że presja, by rząd interweniował jest na tyle silna, że libertariańskie wręcz przekonania Tuska odchodzą w niepamięć. Powoływanie się na klasyka liberalizmu Friedricha von Hayeka, w jednym z wywiadów w tygodniku „Wprost" okazuje się czczym gadaniem. A Tusk z Rostowskim politykami bez charakteru.

Jedyne, czym możemy się pocieszać, jest to, że pakiet antykryzysowy nie imponuje rozmachem i zapewni – na jakiś czas przynajmniej – rządowi święty spokój od zarzutów o nicnierobienie.