Bezrobotny jak politolog

Bezrobotny jak politolog

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli ktoś decyduje się studiować politologię, musi się liczyć z tym, że najprawdopodobniej nie znajdzie pracy w swoim zawodzie – wynika z analizy przeprowadzonej przez „Rzeczpospolitą”. Kłopoty ze znalezieniem pracy mają też osoby z wykształceniem technicznym zawodowym. Najwięcej ofert pracy czeka natomiast na osoby gotowe do podjęcia prostych prac.
„Rzeczpospolita" przeanalizowała dane na temat bezrobotnych, którzy w pierwszym półroczu tego roku zarejestrowali się w urzędach pracy wybranych 11 województw. Z analizy wynikło, że prawdziwą „fabryką" bezrobotnych są uczelnie wyższe kształcące politologów. Na jedną ofertę pracy dla politologa przypada bowiem, aż 581 bezrobotnych osób wykształconych w tej specjalności.

Robotnicy pilnie poszukiwani

Niewiele lepiej wygląda sytuacja osób z wykształceniem technicznym zawodowym. Jeśli chodzi np. o techników rolnictwa, to na jedną ofertę pracy przypada obecnie 193 bezrobotnych. Problem ze znalezieniem pracy mają również m.in. mechanicy, technicy informatycy i technicy żywności. Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem prof. Ireny Kotowskiej ze Szkoły Głównej Handlowej jest to efekt niedostosowania systemu wykształcenia technicznego do potrzeb rynku. 

Co ciekawe teoretycznie najmniej problemów ze znalezieniem pracy mają osoby gotowe do wykonywania prac prostych. Na jednego robotnika gospodarczego przypadają obecnie cztery oferty pracy, na pracowników biurowych – trzy, a na osoby zatrudniane w celu pomocy w administracji – dwie. Na brak ofert pracy nie narzekają również ochroniarze i handlowcy – w każdej z tych profesji na bezrobotnych czeka więcej niż jedna oferta pracy.

Bezrobocie będzie rosło

Kto najczęściej tracił pracę w pierwszej połowie tego roku? W urzędach pracy od stycznia do czerwca zarejestrowało się najwięcej sprzedawców, ślusarzy, techników ekonomistów, murarzy, krawców i kucharzy. W tym wypadku „kryzysowy" rok 2009 nie różni się bardzo od poprzednich lat. - Na utratę pracy najbardziej narażone są osoby bez kwalifikacji, lub z wykształceniem zawodowym – wyjaśnia prof. Elżbieta Kryńska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Sytuacja może się jednak zmienić w drugiej połowie tego roku. Dlaczego? – Dotychczas kryzys odbijał się na rynku pracy poprzez zahamowanie tempa spadku bezrobocia. Teraz liczba bezrobotnych rośnie – tłumaczy prof. Kryńska.

Usługi w odwrocie

W związku ze wzrostem liczby bezrobotnych problemy czekają te branże, których oferta jest skierowana do gospodarstw domowych. – Popyt konsumpcyjny już spada, a to oznacza redukcję zatrudnienie w firmach – analizuje prof. Kryńska. Branże najbardziej zagrożone to motoryzacja, produkcja sprzętu RTV i AGD, media, budownictwo itp. Przedsiębiorstwa będą się pozbywać zarówno pracowników administracji, jak i pracowników produkcyjnych.

Eksperci szacują, że do końca roku bez pracy będą 2 mln osób.


"Rzeczpospolita", ar/bcz