Co dalej ze stoczniami?

Co dalej ze stoczniami?

Dodano:   /  Zmieniono: 
M.Stelmach/Wprost 
Stoczniowcy ze Szczecina czekają na szczegółowe informacje rządu na temat dalszych działań w sprawie zakładów w Gdyni i Szczecinie. We wtorek rano resort skarbu poinformował, że Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights nie wpłacił pieniędzy za stocznie.

Jak powiedział Jacek Kantor ze stoczniowej "Solidarności 80" w  SSN, do ostatniej chwili liczył, że wpłata wpłynie, chociaż - jak podkreślił -  nieujawnienie przez trzy miesiące inwestora i wiele wątpliwości wokół transakcji, nie dawały wielkich nadziei na pozytywne rozwiązanie. "Teraz jest cień nadziei, że w procesie upadłościowym syndykowi uda się sprzedać majątek stoczniowy" - dodał Kantor.

Związkowiec powiedział, że w najbliższym czasie dojdzie zapewne do spotkania przedstawicieli stoczniowych związków. "Wspólnie z kolegami zastanowimy się, przeanalizujemy sytuację. Prawdopodobnie zechcemy spotkać się w resorcie skarbu, by poznać szczegóły rządowego planu awaryjnego" - podkreślił.

Jak ocenił Kantor, przebieg sprzedaży stoczni obnażył niemoc rządu. "Jesteśmy zdruzgotani tą sytuacja, nie wiemy co będzie z nami dalej" - dodał.

Podobnie ocenił sytuację Krzysztof Fidura z "S" SSN. Jak powiedział, nie  jest zdziwiony, że nie doszło do sfinalizowania transakcji sprzedaży stoczni, natomiast dziwi go podejście strony rządowej do tego fiaska. "Odnoszę wrażenie, że strona rządowa uważa, że nic wielkiego się nie stało, ale dla 8 tys. ludzi to  dramatyczna sytuacja" - zaznaczył.

"Minister Grad wyczerpał cierpliwość wszystkich, ale to marginalny problem w  tej sytuacji" - dodał. "Nie czekamy na dymisję ministra Grada, to już dla nas bez znaczenia, choć pozostaje pytanie, czy w tej sytuacji minister Grad jest właściwą osobą, by zajmować się stoczniami" - powiedział.

Zdaniem Fidury znalezienie do końca sierpnia nowego inwestora jest mało prawdopodobne (takie terminy ustaliła Komisja Europejska). "Natomiast postępowanie upadłościowe, wejście syndyka, to kolejne miesiące, a  w listopadzie kończą się świadczenia dla stoczniowców" - przypomniał.

Zapowiedział, że w najbliższym czasie spotkają się działacze "S", by  przeanalizować sytuację, chociaż - jak zaznaczył - trzeba czekać na oficjalny komunikat strony rządowej nt. ewentualnego planu awaryjnego. "To kiepska sytuacja dla rządu, jego kompromitacja i totalna klapa" - dodał.

Poinformował, że jeśli zajdzie potrzeba, to całe struktury "S" w kraju zaangażują się w obronę polskiego przemysłu stoczniowego.

Prezes Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni i Przemysłu Okrętowego Lech Wydrzyński powiedział zaś, że list który wysłało Stowarzyszenie do  katarskiego inwestora, nie miał wpływu na brak wpłaty za stocznie.

W liście napisano m.in., że stocznia mogła być pralnią brudnych pieniędzy.

"Najważniejsze pytanie, to czy ten inwestor w ogóle istnieje, a jeśli tak, to  kim jest" - powiedział Wydrzyński. Jeśli nawet inwestor miałby wątpliwości wobec SSN, to czemu nie wpłacił pieniędzy za stocznię gdyńską, przecież ona była sprzedawana w osobnym przetargu - przypomniał.

Wydrzyński podkreślił, że minister skarbu "miał od początku świadomość, że  według byłych stoczniowych akcjonariuszy na majątku stoczni szczecińskiej są wady prawne i nie powinien go sprzedawać".

"Dla nas jako Stowarzyszenia jest obojętne, czy doszło do sprzedaży, czy nie. Nasze postępowanie w celu odzyskania naszego majątku, bez względu na tę transakcję, będzie prowadzone na drodze prawnej dalej, tak jak to czynimy od  paru lat. Staramy się o unieważnienie wszystkich transakcji na majątku dawnej stoczni szczecińskiej" - zaznaczył.

Początkowo pieniądze miały wpłynąć do 21 lipca, ale firma poprosiła resort skarbu o przesunięcie tego terminu do 17 sierpnia. Powodem miał być list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym napisano m.in., że  stocznia w Szczecinie mogła być "pralnią brudnych pieniędzy". Fundusz zapewnił wtedy jednak, że nie zamierza wycofać się z transakcji zakupu majątku obu stoczni.

Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights w maju zdecydował się na  zakup kluczowych aktywów stoczni Gdynia i Szczecin, a 17 czerwca otrzymał gwarancje arabskiego banku Qatar Islamic Bank. Zgodnie z ustaleniami, miał zapłacić za majątek stoczni ok. 400 mln zł: 287 mln zł za zakład w Gdyni i ponad 94 mln zł za zakład w Szczecinie.

Inwestor wpłacił wadium w wysokości 8 mln euro, a potem rozpoczął procedurę rejestracji w Polsce spółki, która miałaby zarządzać majątkiem obu stoczni. Spółka Polskie Stocznie została zarejestrowana przez warszawski sąd 21 lipca. Jej kapitał zakładowy wynosi 100 tys. zł, a jedynym udziałowcem jest Stichting Particulier Fonds Greenrights.

Gwarantem transakcji zakupu stoczni przez inwestora miały być katarskie banki: inwestycyjny QInvest oraz Qatar Islamic Bank.

W lipcu premier Donald Tusk zapowiedział, że jeśli do końca sierpnia nie uda się dokończyć z sukcesem sprzedaży stoczni inwestorowi, minister skarbu Aleksander Grad pożegna się ze swoim stanowiskiem. Mówił wówczas, że nie będzie tragedii, jeśli inwestor wycofa się z transakcji i jeśli tak się stanie, to rząd na nowo rozpocznie proces sprzedaży.

ND, PAP