Odjechani hipokryci

Odjechani hipokryci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Parskam głośno śmiechem, zapluwając sobie przy tym klawiaturę, gdy słucham o kolejnych rządowych pomysłach na – jak to „zgrabnie” ujmują sami politycy – „ułatwienie funkcjonowania przemysłu motoryzacyjnego w Polsce”. Bo póki co, to „ułatwianie” polega wyłącznie na podnoszeniu stawki akcyzy (najbardziej debilnym spośród wszystkich podatków) oraz ograniczaniu możliwości odliczania VAT-u od samochód rejestrowanych na firmy.
Zacznijmy od tego, jak kwestia opodatkowania samochodów wygląda u naszych sąsiadów zza Odry. Przede wszystkim VAT na auta jest tam niższy o 3 proc. niż w Polsce. W dodatku każdy, kto rejestruje samochód na firmę, może odliczyć go od ceny pojazdu w całości. I nie ważne, czy jest to dostawczy Ford Transit czy akurat Porsche 911 (bo przecież podczas gdy Hans ma warzywniak i musi codziennie dowozić do niego ziemniaki i pomidory, to Juergen prowadzi szkołę sportowej jazdy i Transit raczej nie jest narzędziem pracy, o jakim marzy). Ponadto każdy właściciel auta w Niemczech bez wyjątku musi opłacać tzw. podatek ekologiczny, zależny od pojemności silnia samochodu i normy emisji spalin, jaką spełnia. Tak więc oszczędne, niewielkie samochody obłożone są rocznym podatkiem w wysokości zaledwie kilkudziesięciu euro, podczas gdy np. luksusowe SUV-y z dużymi paliwożernymi motorami benzynowymi zostawiają w państwowej kasie po kilkaset euro miesięcznie. Wszystko wygląda sprawiedliwie, działa bez zarzutu i zachęca klientów do kupowania nowych aut.

A teraz realia polskie. Do niedawna VAT można było odliczyć u nas wyłącznie od samochodów dostawczych i pick-upów rejestrowanych na firmy. Bo przecież pan Włodek z warzywniaka to biznesmen prowadzący prężną działalność gospodarczą, podczas gdy pan Zdzisiek mający sportową szkołę jazdy jest oszustem, złodziejem i należy zedrzeć z niego podwójnie. Dzisiaj można co prawda odliczyć VAT od aut z tzw. kratką pomiędzy przestrzenią pasażerską a bagażową, niemniej jednak wskrzeszenie tego idiotycznego przepisu (choć przynajmniej przyjaznego przedsiębiorcom) zawdzięczamy Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości, a nie polskim politykom. Ich zasługą jest co innego – akcyza. Jeżeli kupujesz nowy samochód o pojemności silnika 2000 cm3, musisz zapłacić podatek akcyzowy w wysokości 3,1 proc. od wartości auta. Wystarczy jednak, że auto ma motor o pojemności 2001 cm3, a stawka akcyzy rośnie do 18,6 proc. Żeby było śmieszniej w grudniu ubiegłego roku wynosiła „jedynie" 13,6 proc., ale w ramach szukania pieniędzy na łatanie dziur w różnych budżetach, rząd postanowił głębiej sięgnąć do kieszeni kierowców.

Był to oczywiście ten sam rząd, który dzisiaj ustami wiceminister gospodarki Grażyny Henclewskiej stwierdził, że „problem zachęcania Polaków do kupowania nowych samochodów stał się tematem prac powołanego w listopadzie 2008 r. międzyresortowego zespołu ds. wzrostu konkurencyjności przemysłu motoryzacyjnego". Najwyraźniej jest to zespół specjalnej troski, skoro wyszedł z założenia, że wyższa akcyza nakłoni kierowców do tego, by pobiegli do salonów na zakupy. Otrzeźwieli dopiero po dziewięciu miesiącach (pozostaje pogratulować bystrości umysłów) i zapowiadają daleko idące zmiany na lepsze. Wiceminister Henclewska zapewniła, że resort przedstawił już „wstępna koncepcję proekologicznego pakietu zwiększającego popyt na nowe samo-chody”. W skrócie mówiąc mielibyśmy doczekać się systemu opodatkowania samochodów na wzór niemieckiego. Problem w tym, że o zastąpieniu podatku ekologicznego i zniesieniu akcyzy ministerstwo gospodarki do spółki z resortem finansów mówią średnio siedemnaście razy w miesiącu od pięciu lat. Daję sobie głowę uciąć, że tym razem na gadaniu także się skończy. Z prostej przyczyny – rząd uważa, że właściciele setek tysięcy rumpli po 500 euro za sztukę, które przyjeżdżają do nas zza zachodniej gra-nicy to ich wierny elektorat i nie można „załatwić go” podatkiem ekologicznym. Za to w przedsiębiorców oraz krezusów kupują-cych nowe auta można walić ile wlezie – jak nie akcyzą to VAT-em. Nikt im przecież nie obiecywał, że będzie łatwo…