Nowy standard i pokojówki

Nowy standard i pokojówki

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Potrzebne nam są nowe standardy” – mówią pokryzysowe pokojówki w rodzaju Gordona Browna, czy Nicolasa Sarkozego i chcą swoimi małymi zmiotkami uprzątnąć cały finansowy bałagan. Na odchodnym dorzucają groźnie brzmiącą zapowiedź: „Wprowadzimy nowe standardy, które sprawią, że będziecie mniej śmiecić!”. A wystarczyłby jeden – standard złota.
W dobie dodruku pieniądza, gdy światowe waluty, a zwłaszcza dolar, okazują się być nadmuchane powietrzem, złoto przeżywa swój renesans. W samym tylko zeszłym roku cena uncji skoczyła o ok. 20 proc. Niektórzy analitycy twierdzili nawet, że będzie jeszcze lepiej i cena przekroczy 2 tys. dolarów za uncję. Ten powrót do szlachetnego metalu to świadectwo nie tylko słabnięcia papierowego pieniądza, lecz także dowód na to, że złoto to pieniądz uniwersalny, do którego w chwilach trwogi powracają niemal wszyscy. Co oznacza, że nie potrzeba mu państwowej sankcji, by inwestorzy widzieli z nim znakomite źródło stabilnej wartości.

Nasuwa się jednak pytanie: skoro doświadczenie pokazuje, że złoto jest pieniądzem lepszym (tj. bardziej przewidywalnym) od papieru, dlaczego nie powrócić do standardu złota, tym samym eliminując przyczyny, dla których kryzysy takie, jak ostatni w ogóle mają miejsce? Standard złota ograniczy możliwość przedłużania polityki inflacyjnej i złagodzi kryzysy. Poza tym przy odpowiednich regulacjach prawnych sprawi, że pieniądza nie będzie można tworzyć z niczego. Trzeba go będzie po prostu wykopać z ziemi. Zniknie a przynajmniej znacząco się zmniejszy problem tanich i zbyt łatwych kredytów, bo nie będzie ich po prostu z czego dawać. Kredyty będą finansowane proporcjonalnie do prawdziwych oszczędności. Gdy finansowane są z powietrza, natychmiast pojawiają się nietrafione inwestycje. Na wytworzone w nadmiarze dobra konsumpcyjne brakuje po prostu popytu… bo ludzie nie posiadają oszczędności, za które mogliby je kupić. Od razu chce uprzedzić zastrzeżenia sceptyków. Nawet jeśli popyt na pieniądz przewyższy jego podaż i dojdzie do deflacji (taki scenariusz jest możliwy) – nie oznacza to recesji. W XIX wieku, w którym proces kreacji pieniądza był ograniczony, a standard złota respektowany (okresowo), mieliśmy do czynienia z deflacjami w trakcie których… panował boom gospodarczy!

Pytanie tylko, czy apel o przywrócenie standardu złota nie jest zwykłym rzucaniem grochem o ścianę. W końcu polityczne pokojówki nie lubią rozwiązań radykalnych i każde usprawnienie i prawdziwa reforma zapobiegająca ponownemu bałaganowi jest ich wrogiem. Stają się wtedy przecież mniej potrzebne.
Światełkiem w tunelu jest to, że już nawet ekonomiści głównego nurtu uświadamiają sobie potrzebę fundamentalnej zmiany. Oto, co mówił niedawno John Nash, słynny „piękny umysł": „Finansowe kryzysy będą występować rzadziej, jeśli będzie istniał międzynarodowy standard pieniężny, taki jak standard złota, lub konkurencja między światowymi walutami, aby wstrzymać inflację i zapobiec nadużyciom na rynku nieruchomość”.

PS. Zainteresowanym sposobem, w jaki standard złota oraz jego brak wpływa na cykl koniunkturalny, polecam książkę Jesusa Huberta De Soto „Pieniądz, kredyt bankowy i cykl koniunkturalny", w której ta relacja wyłożona jest w sposób niezwykle jasny i przejrzysty.