- Już na pierwszy rzut oka warunki wydają się być bardzo korzystne. Szczególnie, że jedyne "formalności", jakie trzeba spełnić to złożenie drogą internetową oświadczenia, co do kondycji finansowej kredytobiorcy. Później procedura wygląda następująco: po informacji o przyznaniu kredytu należy wpłacić 500 euro za konto kredytowe, kolejne 500 euro trzeba zapłacić za uruchomienie tego konta i udostępnienie kodu PIN - podała Hamelusz. Kolejne Opłaty nie mają końca a zdesperowani klienci mogą kontaktować się jedynie z mężczyzną o nazwisku Anderson. W pewnym momencie informuje on ich, że wyjechał do Nigerii i nie może udzielić żadnej informacji o kredycie.
- Osób, które dały się nabrać jest sporo. Na korzyść oszustów działa fakt, że wybrana przez nich nazwa banku jest zbliżona do nazwy istniejącej i znanej placówki. Niedoszli kredytobiorcy gotowi są nawet poświęcić oszczędności życia, czy zaciągnąć wysokie pożyczki by uzyskać obiecaną kwotę - powiedziała Hamelusz. Policjanci ostrzegają, że odzyskanie straconych w ten sposób pieniędzy jest praktycznie niemożliwe. - Pozostaje nam jedynie jak zawsze apelować o zdrowy rozsądek. Pamiętajmy też o tym, że banki występując do nas z ofertami zazwyczaj dzwonią, a dopiero jeśli o to poprosimy przesyłają propozycję drogą mailową - zaznaczyła Hamelusz.
Dotychczas jednym z częstszych tzw. oszustw nigeryjskich była wzruszająca historia uchodźcy politycznego - spadkobiercy ogromnego majątku sięgającego zwykle 20-30 mln dolarów. W mailu padała propozycja oddania nawet połowy tej kwoty w zamian za pomoc w odzyskaniu całego spadku. Pomoc wiązała się jednak z finansowaniem kolejnych kroków, począwszy od opłat związanych z wystawieniem zaświadczeń, że pieniądze pochodzą z legalnego źródła, po łapówki dla bankierów, urzędników, a nawet skorumpowanych policjantów. Bywało też, że oszust podawał się za młodego prawnika, studenta lub modelkę. W tej historii również główną rolę odgrywał olbrzymi spadek, w którego dobrej inwestycji ktoś musi pomóc - oczywiście finansowo.
PAP, arb