Przepis na eurosocjalizm

Przepis na eurosocjalizm

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy usta unijnych oficjeli głoszą wolnorynkowe idee, ich ręce podpisują antyrynkowe rozporządzenia. Londyński instytut Open Europe wyliczył, że od 1998 r. koszt unijnych regulacji tylko dla gospodarki Wielkiej Brytanii wyniósł 546 miliardów zł.
Po dodaniu kosztu regulacji krajowych liczba ta wzrasta do 775 mld zł. To równowartość deficytu budżetowego Wielkiej Brytanii albo prawie 13 proc. PKB tego kraju. Bazujący na rządowych dokumentach raport Open Europe dobitnie pokazuje, że z roku na rok liczba i koszt unijnych regulacji rośnie. W zeszłym roku gospodarka Wyspiarzy musiała wysupłać o 4 proc. więcej niż w 2008 r., by zaspokoić oczekiwania Brukseli. Za szczególnie uciążliwą regulację uznano dyrektywę określającą maksymalny czas trwania pracy. – Dotyczy niemal całego rynku pracy i kosztowała naszą gospodarkę już 38 mld funtów (ok. 167 mld zł). W jej wyniku ucierpiała zwłaszcza brytyjska służba zdrowia. Z racji tego, że nowe prawo zakazuje młodym lekarzom pracować dłużej niż 48 godzin w tygodniu, zaczęło brakować rąk do pracy i wzrosły ceny usług – mówi Sarah Gaskell, współautorka raportu. Gaskell podkreśla, że unijne regulacje są dwuipółkrotnie mniej efektywne niż regulacje krajowe. Oznacza to, że z dwojga złego bardziej wydajne jest „centralne planowanie" na poziomie narodowym niż z Brukseli.
   
Czy w Polsce dyrektywy sieją podobne spustoszenie, jak na Wyspach? W zeszłym roku Open Europe obliczył, że kosztują nas rocznie ok. 19 mld zł. Jednak ta kwota nie obejmuje regulacji wprowadzonych po 2008 r., a Gaskell, choć nie ma jeszcze twardych danych, twierdzi, że nowe przepisy wiążą się z nowymi kosztami w wysokości nawet kilkuset milionów złotych. Jednakże, jak wiadomo, stać nas. W końcu jesteśmy gospodarczą potęgą i zieloną wyspą na kryzysowym oceanie. Czy jakoś tak.

To prawda, że wolny rynek jest wciąż jednym z naczelnych haseł eurokratów.  Jednak unijna retoryka powoli ewoluuje i słowa zaczynają wierniej oddawać czyny. Mam na myśli zwłaszcza wypowiedzi Nicolasa Sarkozy'ego, który z lubością podkreśla, że kapitalizm w obecnym kształcie to moralne zło, które trzeba wyplenić. W walce o "sprawiedliwość społeczną", oczywiście. Pamiętajmy, że Sarkozy jest jednym z ulubieńców Jose Manuela Barosso, przewodniczącego Komisji Europejskiej, czyli miłościwie nam panującego nieoficjalnego monarchy Unii Europejskiej.