Vat’s going on?

Vat’s going on?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Okazuje się, że zielona wyspa na którą trafił nasz okręt przeprowadzony bezpiecznie przez wzburzone fale kryzysu ekonomicznego przez premiera Donalda Tuska i ministra Jacka Rostowskiego, nie jest jednak wcale taka zielona. Co więcej nie wiadomo, czy może nie zaczęło podmywać jej brzegów. Zapowiedź podwyższenia podatku VAT i delikatne sugestie ministra Michała Boniego, że być może trzeba będzie podnieść składkę rentową, a może nawet podatek dochodowy od osób fizycznych, świadczą o tym, że z budżetem nie jest najlepiej.
Jeśli liberalny rząd, tuż przed wyborami samorządowymi i zaledwie na rok przed wyborami parlamentarnymi chce podnosić podatki – to jest to sygnał, że niebezpiecznie zbliżamy się do takiego poziomu deficytu budżetowego, który będzie zagrażał stabilności finansowej naszego państwa. Warto bowiem pamiętać, że po wybuchu kryzysu gospodarczego premier zmusił ministrów do zaciśnięcia pasa, które przyniosło kilkanaście miliardów złotych oszczędności. Skoro teraz rząd rozważa podniesienie podatków to oznacza to, że nie ma już na czym oszczędzać. Albo raczej, że nie można już oszczędzać nie ponosząc ogromnych kosztów politycznych.

Premier Tusk i minister Rostowski muszą dziś sobie radzić ze skutkami dwudziestu lat zaniedbywania polskiego budżetu i rozdawnictwa, na prawo i lewo, pieniędzy ze skarbu państwa traktowanego jako studnia bez dna. Niezależnie od tego, czy Polska przeżywała prosperity, czy notowała gorsze okresy – przez 20 lat wydatki budżetowe zawsze przewyższały przychody, a kiedy udało się zanotować lepszy rok, to – zamiast choć trochę wypełnić dziurę budżetową złotówkami – kolejne rządy przejadały nadwyżkę podwyższając świadczenia dla pracowników budżetówki, którzy potem mieli odwdzięczać się głosem wrzuconym do wyborczej urny. A deficyt? Przecież za te kilka lat, gdy będzie problemem, mieli już rządzić inni.

No i właśnie dziś przyszedł czas tych innych. Pytanie tylko, czy zasypywanie dziury budżetowej pieniędzmi ściąganymi od konsumentów, nie okaże się leczeniem zapalenia płuc za pomocą witaminy C. Owszem – podniesienie VAT-u o 1 procent (jak zapowiada wiceprzewodniczący klubu PO Andrzej Halicki) zapewne przyniesie pewne profity. Ale ma dwa poważne minusy. Po pierwsze – ściągnięcie pieniędzy od konsumentów może skutkować spadkiem popytu, a to właśnie – jak podkreślali niemal wszyscy ekonomiści – niespodziewanie duży popyt wśród konsumentów indywidualnych w czasie kryzysowych miesięcy zapewnił dodatni przyrost PKB w Polsce. Po drugie – i najważniejsze: wzrost podatków nie rozwiąże problemu wydatków. Może czas wreszcie zebrać się na odwagę i powiedzieć sobie jasno: nie stać nas na KRUS, na bezpłatne studia wyższe, na deficytową publiczną służbę zdrowia, na wcześniejsze emerytury dla żołnierzy i policjantów. Rezygnacja z każdego z tych luksusów: to zmniejszenie wydatków państwa o wiele miliardów złotych. Może, skoro z budżetem jest źle, czas wreszcie pomyśleć o tym jaką przyszłość szykujemy naszym dzieciom? Nawet jeśli miałoby nas to kosztować kilka procent głosów.

Bez refleksji nad wydatkami państwa pożar zgaszony dziś podniesieniem podatku VAT – jutro wybuchnie ze zdwojoną siłą. I wtedy nie będzie ważne, czy pod Pałacem Prezydenckim jest krzyż, czy go nie ma. Również spór o to czy dla polskiej demokracji groźny jest Janusz Palikot, czy może jednak Antoni Macierewicz, przestanie być sprawą życia i śmierci. Warto by pamiętał o tym i rząd, i opozycja.