Licencja na zabijanie... konkurencji

Licencja na zabijanie... konkurencji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ledwo zaczął się 2011 rok, a już głośno o kolejnej "liberalnej" reformie. Sejm RP przyjął ustawę, która zakazuje komercyjnego przewożenia osób bez licencji. Słowem, żegnajcie tanie taksówki!
Na razie wciąż mamy wybór. Płacimy więcej taksówce licencjonowanej w zamian dostając punktualność i komfortowe warunki podróży, albo płacimy mniej taksówce nielicencjonowanej w zamian dostając... zazwyczaj to samo. Wprawdzie w przypadku taksówki nielicencjonowanej zdarza się czasami, że samochody którymi jesteśmy wożeni mają już swoje lata, a punktualność taksówkarza pozostawia wiele do życzenia, ale - nie jest to normą. Podobnie jak normą nie jest sytuacja, w której "nieoficjalny taksówkarz" zażąda opłaty nieproporcjonalnej do liczby przejechanych kilometrów. Jednak czy takie ekscesy nie zdarzają się również w przypadku taksówkarzy licencjonowanych? Licencja rzadko zmienia człowieka nieuczciwego w uczciwego obywatela.

Niestety, posłowie dali się przekonać zwolennikom tezy, że "licencja jest dobra na wszystko". Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że postanowili jednocześnie znieść limity na przyznawanie licencji taksówkowkarzom. - Nie może być tak, że ktoś chce jeździć, a nie może - deklarują zgodnie. To jednak wątpliwa zasługa posłów - gdy bowiem wprowadza się powszechne licencje, wprowadza się również powszechną możliwość ich zdobycia. Przewozy osób jeżdżą obecnie bez licencji nie dlatego, że nie mogą ich zdobyć, ale dlatego, że po prostu ich nie potrzebują. To właśnie uniknięcie związanych z licencją dodatkowych kosztów i wymogów stawianych kierowcy, daje mu możliwość świadczenia tańszych usług. Gdyby zdobycie licencji taksówkowej było jedynie kwestią jednorazowej rejestracji swojej, a po jej zdobyciu taksówkarze mieliby wolną rękę - wtedy nie byłoby problemu. Na taki pomysł posłowie jednak nie wpadli.

Każdy ekonomista powie, że licencje taksówkowe nie mają żadnego racjonalnego uzasadnienia i nie wpływają dodatnio na jakość usług. Przewożenie osób z punktu A do B nie wymaga specjalnych umiejętności - w odróżnieniu np. od przeprowadzanie operacji na czyimś sercu. A skoro tak to przewożenie osób nie powinno wymagać specjalnych uprawnień. Każdy posiadający samochód od czasu do czasu wozi w nim pasażerów, więc dlaczego na kimś, ktoś kto robi to nieco częściej miałyby spoczywać dodatkowe obowiązki? To właśnie zysk, który chce osiągnąć i doświadczenie, które daje mu ciągła praktyka są wystarczającymi gwarantami jakości usług. Wielka szkoda, że ta najprostsza z prostych prawd o funkcjonowaniu rynku nie dociera do polityków. Fakt, że nie dotyczy to tylko naszych posłów - wszak licencje taksówkowe istnieją na całym świecie - jest wątpliwym pocieszeniem.