"Nie mamy pańskiego płaszcza..." – czyli ekonomia prawicowa

"Nie mamy pańskiego płaszcza..." – czyli ekonomia prawicowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli z jednej strony mamy Jana Krzysztofa Bieleckiego, który uważa, że albo dzisiejsi emeryci dostaną pieniądze przyszłych emerytów, albo za emerytury zapłacą… Marsjanie (sic!); a z drugiej strony PiS proponujący, aby rosnące koszty życia związane z wprowadzeniem podwyżki podatku VAT zrekompensować nowym podatkiem – to trudno nie skonstatować, że polski podatnik i wyborca skazany od lat na duopol PiS-PO znalazł się między młotem a… sierpem.
„Polska to jest bardzo dziwny kraj" mawiał Tadeusz Ross w czasach, gdy jeszcze sam nie współtworzył owej „dziwności" jako polityk jednej z dominujących na polskiej scenie politycznej partii. Słowo „dziwny" jak ulał pasuje do państwa, w którym partia rządząca jest partią liberalno-konserwatywną, główna partia opozycyjna z kolei do niedawna określana była jako konserwatywno-liberalna – co jednak nie przeszkadza jednym i drugim zajmować się gospodarką w subtelny sposób, jakiego nie powstydziliby się wytrawni socjaliści. W tym samym czasie „wytrawni socjaliści” z SLD proponują powołanie Rady Fiskalnej, w skład której mieliby wejść… liberalni (prof. Stanisław Gomułka) i ultraliberalni (prof. Krzysztof Rybiński) ekonomiści. SLD powołuje się na liberalnych ekonomistów, bo w ostatnich tygodniach stali się oni gorącymi przeciwnikami „liberalnego” rządu – a wiadomo, że wróg naszego wroga, etc. Poza tym – co innego mogą zaproponować w kwestii gospodarki socjaldemokraci, skoro cały arsenał środków, tradycyjnie wykorzystywanych przez lewicę konsumowany jest właśnie przez prawicowych polityków. Polska to jest bardzo dziwny kraj…

Socjaldemokraci mogliby wręcz uczyć się lewicowej optyki od Jana Krzysztofa Bieleckiego – niegdyś największego liberała w Polsce, dziś odkrywającego, że z perspektywy władzy etatyzm wcale nie jest taki zły. Bielecki, wyjaśniając istotę genialnego manewru finansowego rządu, polegającego na przeniesieniu miliardów złotych z OFE do ZUS, z rozbrajającą szczerością oświadczył na antenie Polskiego Radia, że jeśli dzieci wykażą się egoizmem (a fe!) i nie sfinansują emerytur rodziców, to rodzice emerytur nie dostaną w ogóle. I nic to, że rodzice wcześniej przez całe życie też pracowali tworząc majątek, który dziś minister Aleksander Grad może prywatyzować. I nic to, że państwo umówiło się z obywatelami w 1999 roku, że od teraz każdy zaczyna odkładać na własną emeryturę. Dziś Bielecki, niczym szatniarz w „Misiu", mówi nam z rozbrajającą szczerością „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?" – i jednocześnie na zapleczu wciska nasz płaszcz dzisiejszym emerytom. A jak zabraknie płaszczy? To się zrobi kolejną reformę. Poza tym rząd się zawsze wyżywi, prawda? Znacie? Znamy.

Tymczasem po drugiej stronie barykady powstaje pomysł leczenia bolesnych skutków podwyżki podatku VAT nowym podatkiem. PiS obwieścił właśnie, że chciałby rozdać obywatelom trochę nie swoich pieniędzy. Koncepcja tzw. dodatku drożyźnianego zakłada, że najpierw zabierze się 5 miliardów złotych bankom – a później odda się te pieniądze obywatelom, aby oni z kolei mogli przeznaczyć je na pokrycie rosnącego VAT-u. Wprawdzie prostszym sposobem na ulżenie obywatelom byłoby zaproponowanie powrotu do starych stawek VAT, połączone z propozycją cięć w wydatkach rekompensujących straty budżetu państwa – no ale wtedy trzeba by było komuś parę złotych zabrać. A tego przecież prawica nie chce, bo co to za prawica, która komukolwiek cokolwiek zabiera? Ekonomiczne tęgie głowy z PiS pomijają jednak milczeniem jeden punkt – a mianowicie to, kto sfinansuje nowy podatek, który chcą nałożyć na banki? Bo – proszę mnie poprawić, jeśli się mylę – klientami banków są ci sami obywatele, którzy cierpią z powodu podwyżki VAT-u. Więc jeśli banki będą musiały zapłacić nowy podatek to w czyich kieszeniach poszukają owych 5 miliardów? Tak, tak – propozycja PiS brzmi w istocie tak: Płacicie wyższe podatki? To teraz zapłacicie jeszcze więcej. Opozycja też się zawsze wyżywi.

W czasach słusznie minionych popularny był dowcip, w którym obywatel ZSRR jest pytany o rodziców. „Kto jest waszym ojcem? Moim ojcem jest towarzysz Lenin! Kto jest waszą matką? Moją matką jest Rosja Sowiecka! A kim chcielibyście być? Sierotą…". Czasy minęły, rodzice się zmienili, ale mimo wszystko podatnicy mogą mieć bolesne poczucie déjà vu.