Czekając na Gruzinów

Czekając na Gruzinów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy tania siła robocza "z importu" może stanowić dla Polaków zagrożenie? Piotr Niemkiewicz z dziennika „Polska The Times” twierdzi, że tak. Powiela tym samym jeden z najpowszechniejszych ekonomicznych mitów.
Gruzini, Mołdawianie, Rosjanie i Ukraińcy - przedstawicieli tych nacji mają bać się polscy pracownicy. Imigranci ze wschodu mają rzekomo „zabierać" nam miejsca pracy. Są przecież tani i mogą zaakceptować bardzo wiele.

To jednak przesąd. Imigranci nikomu, niczego nie zabierają. Oni przyjeżdżają tu sprzedawać swoją pracę - podobnie jak swoją pracę sprzedaje większość Polaków. Nie odbierają Polakom pracy - tylko konkurują z nimi. Kupno czyjeś pracy - czyli to, co robią przedsiębiorcy, zatrudniając pracowników - nie różni się niczym od kupna, dajmy na to, batonika. Kupuję ten batonik, a nie inny, gdyż po prostu bardziej mi smakuje, albo dlatego, że jego cena jest atrakcyjna. Kupując go, nie zabieram niczego producentom innych batonów. Płacąc za ten baton dokonuje dobrowolnej transakcji i nikomu tym nie szkodzę. Wręcz przeciwnie – pomagam wszystkim! Dobrowolne transakcje to przecież podstawa rozwijającej się gospodarki. Tak jest również w przypadku rynku pracy.

Mimo to słowa o "zabieraniu" są na tyle chwytliwe, że niektórzy przestraszeni perspektywą inwazji "zabieraczy pracy" postulują ścisłe kontrolowanie liczby pracujących w kraju imigrantów. I zamknięcie granicy dla skorych do pracy przybyszy ze wschodu - gdyby imigrantów przyjechało zbyt dużo. Ze strachu przed imigrantami zwolennicy takich rozwiązań nie dostrzegają jednak, że ograniczanie przedsiębiorcom swobody zatrudniania pracowników byłoby dokładnie tym samym, co próba narzucenia mi, jakie batony mam kupować. Innymi słowy byłoby to bardzo drastyczne i całkowicie nieuzasadnione ograniczenie wolności.

Warto wyjaśnić na koniec, dlaczego tak ważne jest, by rynek pracy był pozbawiony sztucznie tworzonych barier. W ekonomii funkcjonuje pojęcie „podziału pracy". Ujmując rzecz w skrócie, chodzi o to, że rynek dąży do tego, by dane zajęcia były wykonywane przez mające najlepsze predyspozycje do danej pracy osoby. W czasach feudalnych podział pracy był ograniczony. Ludzie musieli sami szyć sobie ubrania, produkować żywność, etc. Większość gospodarstw domowych miała charakter autarkiczny. Stąd m.in. brał się bardzo niski poziom życia ludzi, którzy zamiast koncentrować się na robieniu dobrze jednej rzeczy - musieli umieć robić wszystko. Gdy system feudalny zaczął upadać, ludzie zaczęli powszechniej „dzielić się" pracą. Wolny rynek pracy - to już rynek specjalistów.

Jeśli chodzi o podział pracy, reguła jest prosta – im więcej osób ten podział obejmuje, tym lepiej. Próba ograniczenia liczby osób konkurujących o pracę na tym rynku, to krok w kierunku nieefektywnej gospodarki autarkicznej. Wprawdzie daleko mi do modnego od czasów Woltera potępiania średniowiecza, sądzę jednak, że ideał autarkii i odrzucenie podziału pracy nie jest czymś, do czego powracać. Dlatego zamiast nerwowo uszczelniać wschodnią granicę - spokojnie poczekajmy na Ukraińców, Mołdawian czy Gruzinów.