W spotkaniu ministrów finansów państw eurogrupy wziął udział minister finansów Jacek Rostowski. Polska zgłosiła bowiem chęć uczestniczenia w pracach nad mechanizmem, choć nie oznacza to jeszcze polskiego udziału finansowego w funduszu. Gotowość Polski do udziału w dyskusji wynika z obaw o podział Europy na Unię dwóch prędkości: strefę euro i resztę UE, czemu polski rząd od miesięcy stara się zapobiec. Obawy potwierdziły się wraz z ogłoszeniem francusko-niemieckich propozycji paktu dla konkurencyjności, w ramach którego strefa euro ma się bardziej integrować, zacieśniając koordynację polityk gospodarczych.
Ministrowie muszą jeszcze rozstrzygnąć udział sektora prywatnego, czyli banków i funduszy inwestycyjnych, w ponoszeniu konsekwencji restrukturyzacji długu ratowanego kraju. W obecnym mechanizmie, utworzonym w maju po kryzysie w Grecji, koszty ratowania ponoszą jedynie kraje, udzielając dwustronnych pożyczek. Ten mechanizm przyjęto jednak tylko na trzy lata, stąd potrzeba znalezienia trwałego rozwiązania.
O powstaniu stałego mechanizmu stabilizacji euro zdecydowali przywódcy na grudniowym szczycie w Brukseli. "Państwa członkowskie, w których obowiązuje waluta inna niż euro, będą zaangażowane w te prace, jeśli wyrażą takie życzenie. Mogą one podjąć na zasadzie ad hoc decyzję o uczestniczeniu w działaniach prowadzonych w ramach mechanizmu" - brzmiały przyjęte wnioski końcowe szczytu. Nowy mechanizm musi mieć umocowanie w traktacie, stąd potrzeba zmiany Traktatu z Lizbony. Chodzi o to, by oddalić obecne ryzyko zakwestionowania pomocy dla Grecji czy Irlandii przez niemiecki sąd konstytucyjny.
PAP, arb