Deską w podatnika

Deską w podatnika

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że Jan Krzysztof Bielecki w głębi serca pozostał liberałem, to ostania wypowiedź tego polityka z całą pewnością je rozwiała. Wyrażoną przez Bieleckiego opinię, zgodnie z którą "w czasie kryzysu podatnicy są ostatnią deską ratunku" należy rozumieć następująco: "kryzys to dobry pretekst, by rząd popełniał te same błędy co zawsze, tylko na większą skalę".
Dla ekonomistów sprawa jest względnie jasna: większość kryzysów wywołuje jakiś rodzaj nieporadności rządu. Przyjmuje się na przykład, że Wielki Kryzys lat 30-tych był wywołany m.in. zbyt niską podażą pieniądza czemu winny był amerykański bank centralny. Z kolei amerykański kryzys paliwowy z 1974 r. wywołała administracyjna kontrola cen. Wreszcie u podstaw ostatniego kryzysu finansowego z 2008 r. legły programy rządowe wspomagające rynek kredytowy, a kryzys grecki to wynik m.in. nadmiernych, zdefraudowanych, bądź nietrafionych wydatków publicznych.

Na tym tle twierdzenie Jana Krzysztofa Bieleckiego, że "w czasie kryzysu podatnicy są ostatnią deską ratunku" zdaje się z gruntu nieprawdziwe. Nie tylko dlatego, że choć nasze pieniądze są rzekomo deską "ostatnią", rządy sięgają po nią zawsze w pierwszej kolejności, z zasady zapominając o wszystkich innych "deskach". Najbardziej uderzającym fałszem w wypowiedzi Bieleckiego jest przekonanie, że zwiększenie obciążenia podatkowego dla obywateli jest
ratunkiem dla gospodarki.

Otóż nie jest. Prawda jest bowiem taka, że im więcej pieniędzy państwo ma, tym więcej może ich zmarnotrawić. Jest tak ponieważ, jak mawiał Milton Friedman, najbardziej nieefektywny sposób wydawania pieniędzy ma miejsce, gdy ktoś wydaje cudze pieniądze na cudze potrzeby. Dokładnie z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia wtedy, gdy prezydent Obama zasilił kapitałem amerykańskich bankierów, którzy wcześniej doprowadzili swoje instytucje finansowe do ruiny.

W pewnym sensie jednak nasze pieniądze są ratunkiem w czasach kryzysu. Tylko że nie są ratunkiem dla nas, ale dla polityków, którzy nie cofną się przed niczym, by nieustannie reanimować swoje szkodliwe pomysły. Takim pomysłem jest projekt, by stosunkowo biedne państwo, jakim jest jeszcze Polska - pozwalało sobie na rozbudowane wydatki publiczne finansowane gigantycznym długiem zagranicznym. A tak się składa, że taki właśnie pomysł "liberał" Bielecki wspiera całym sercem i chce w tym celu sięgnąć po ową "ostatnią deskę ratunku".

Twierdzenia Bieleckiego zapewne nie biorą się ze złej woli. Nie biorą się jednak zapewne również z wiedzy ekonomicznej. Doradca premiera nie jest znawcą tematyki finansów publicznych, ani tym bardziej ekspertem w dziedzinie przyczyn kryzysów i sposobów na zapobieganie im. Nie zmienia to jednak faktu, że z racji iż doradza on premierowi Donaldowi Tuskowi jego braki w wiedzy mogą wywołać braki w naszych portfelach. A jak w naszych portfelach zabraknie pieniędzy to po jaką "deskę ratunku" sięgnie rząd?