Reforma OFE potrzebna od zaraz

Reforma OFE potrzebna od zaraz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rząd ma obowiązek dbania o interes państwa i obywateli tu i teraz. Ma obowiązek takiego kształtowania polityki w różnych sferach, aby stabilność i bezpieczeństwo było zachowane. Trzeba o tym pamiętać gdy siada się do dyskusji o OFE.
Leszek Balcerowicz był jednym z współautorów reformy emerytalnej, zgodnie z którą państwo gwarantowało obywatelowi tylko część emerytury – druga część pochodzić miała z OFE. Fundusze nigdy nie były jednak pełnowartościowymi graczami na rynku kapitałowym – większą część składki, która do nich trafiała musiały – zgodnie z założeniami reformy – zwracać państwu kupując obligacje. Efekt? Stopa zwrotu w OFE nie była wcale wyższa niż w ZUS, bo od zysków trzeba było jeszcze odliczyć prowizję dla Funduszy.

Warto pamiętać również, że tak zwany II filar ubezpieczeń nie był nigdy do końca powszechny i jednolity. KRUS, służby mundurowe, wcześniejsze emerytury, tak zwane pomostówki – te wszystkie wyjątki od reguły sprawiły, że państwo nie tylko nie przestało dopłacać do systemu emerytalnego, ale w dodatku zobowiązania wobec tegoż systemu wciąż rosły. W rezultacie dług publiczny może wzrosnąć tylko w tym roku nawet o 20 miliardów złotych.

Rząd kilka dni temu podjął decyzję, zgodnie z którą od 1 maja system emerytalny zostanie przemodelowany. Składki obowiązkowe przekazywane do OFE zmniejszą się z 7,3 proc. do 2,3 proc. całości odpisów na emeryturę. 5 proc. odebrane OFE będzie trafiać na specjalne subkonto w ZUS i, podobnie jak środki z OFE, będzie podlegać dziedziczeniu. Do roku 2017 składka do OFE ma wzrosnąć i osiągnąć poziom 3,5 proc. Oznacza to, że środki gromadzone na subkontach w ZUS będą gwarantowane przez państwo.

Były minister finansów, wicepremier i ojciec reformy emerytalnej z 1999 roku, Leszek Balcerowicz broni OFE, posługując się hasłem liberalizmu ekonomicznego i mitycznej umowy społecznej, która w 1999 roku została zwarta z przyszłymi emerytami. Okazuje się jednak, że ta umowa społeczna nie broni interesów ogółu społeczeństwa tu i teraz. Balcerowicz nie chce przyznać, że brak reformy OFE oznaczałby bolesne cięcia wydatków lub radykalne podniesienie podatków. Tertium non datur – jeśli nie chcemy przekroczyć magicznego progu zadłużenia wynoszącego 60 proc. PKB. 

Jeszcze dalej idzie inny ekonomista, profesor Krzysztof Rybiński, wzywając niemalże do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Zamierza on złożyć pozew zbiorowy obywateli przeciw rządowi o utracone korzyści wynikające z proponowanej zmiany w systemie emerytalnym. Jak twierdzi, w wyniku decyzji rządu, przeciętny emeryt za 40 lat straci kapitał emerytalny w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych, co oznacza niższą emeryturę.

Dyskusja jaka prowadzona jest pomiędzy ekonomistami a rządem zupełnie abstrahuje od założeń i warunków ekonomicznych. Nie tych, które panują dziś, ale tych, które będą panować za lat 5, 10, 20. System emerytalny może się w tym czasie zmienić jeszcze kilkakrotnie. I dlatego zarówno profesor Krzysztof Rybiński, jak i Leszek Balcerowicz jak ognia unikają szczegółowej odpowiedzi na pytanie:  jaka będzie wysokość emerytury wypłacanej dzisiejszym trzydziestolatkom.

Cała dyskusja, nacechowana emocjami i, niestety, populizmem może doprowadzić do sytuacji, że przyjęte i przegłosowane przez Sejm decyzje w ogóle nie wejdą w życie. Prezydent Bronisław Komorowski może zdecydować, że odeśle ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. To z kolei może zagrozić przyszłorocznemu budżetowi, a kto wie - może nawet realizacji tegorocznego budżetu. Co wtedy? Zapaść finansów państwa, poważne zahamowanie poziomu inwestycji, problemy z uzyskaniem środków unijnych, etc., etc. Czy stać nas na taki scenariusz.