Gepco należy do australijskiego koncernu Northern Mining. - Koncesja obejmuje obszar prawie 11 km kw. na górze Żeleźniak i jest naszym zdaniem najlepsza w Polsce - wyjaśnił Kanasiewicz, który jest wiceprezesem spółki. - Jest jeszcze za wcześnie, by mówić o wynikach poszukiwań. Wiercenia musiały się skończyć do końca kwietnia, ponieważ koncesja obejmuje obszar chroniony w ramach unijnego programu Natura 2000 i prace nie mogą być prowadzone w okresie wegetacji roślin - dodał. - "Okno" na wiercenia mamy od późnej jesieni przez zimę, do wczesnej wiosny - zaznaczył. Spółka miała pierwotnie wywiercić dwa głębokie otwory - do 500 metrów. - Po stworzeniu w laboratoriach naszego właściciela w Australii trójwymiarowego modelu złoża, zdecydowaliśmy się poprawić koncepcję i wykonać sześć średniej głębokości odwiertów do ok. 300 m. Zmieniliśmy też ich lokalizację. Po przejściu procedur administracyjnych związanych z aneksowaniem koncesji mogliśmy podjąć prace - powiedział wiceprezes Gepco.
Kanasiewicz podkreślił, że teren koncesji jest trudno dostępny - wiercenia odbywają się na szczycie góry Żeleźnik, w lesie należącym do Lasów Państwowych. - Jest tam problem z wjazdem ciężkiego sprzętu leśnym duktem, szczególnie podczas śnieżnej zimy. Starczyło nam czasu tylko na trzy wiercenia, kolejne trzy zaczną się pod koniec listopada - podał. Wiercenia wykonano specjalistycznym sprzętem wypożyczonym od Finów. - Odwierty nie miały być wykonane pionowo, tylko pod kątem i dodatkowo skręcać na odpowiedniej głębokości. Sprzęt Finów umożliwia takie wiercenia - wyjaśnił. Odwierty były prowadzone przez geologów z firmy pod nadzorem właścicieli sprzętu. - Najważniejsze dla inwestora, były wyjęte z odwiertów rdzenie geologiczne, które dają namacalny obraz tego, co można znaleźć w złożu. Jeden z geologów z Australii i nasi polscy geolodzy decydowali o przebiegu odwiertów. Ważniejsze dla nas było uzyskanie rdzeni, niż sposób wiercenia - tłumaczył.
Gepco szuka pozostałości eksploatowanych złóż oraz możliwości rozszerzenia wydobycia rud w miejscach, gdzie jeszcze tego nie robiono, lub zarzucono wydobycie, bo wówczas było to nieopłacalne. Połowa rdzenia wydobytego podczas odwiertów z wnętrza góry trafia do Państwowego Instytutu Geologicznego, do Archiwum Rdzeni Geologicznych. Druga połowa poleciała do Australii do analiz. Kanasiewicz podkreślił, że dopóki nie ma wyników badań rdzeni i realnej oceny zasobów, nie można powiedzieć czy to złoto będzie głównym kierunkiem przyszłego wydobycia. - W tej chwili nie jestem w stanie odpowiedzieć, co w złożu w Radzimowicach okaże się najciekawsze. Może z ekonomicznego punktu widzenia będzie to miedź, bo jej cena, w porównaniu z kosztami wydobycia będzie najkorzystniejsza - tłumaczył. - Metale szlachetne - złoto, czy srebro, są pierwiastkami rozproszonymi - mówimy o milionowych częściach grama. Trzeba przerobić bardzo dużo skały, by je uzyskać. Przy miedzi zawartość rudy może być znacznie bardziej wartościowa do eksploatacji, wtedy złoto byłoby pobocznym elementem wydobycia i produkcji - dodał.
PAP, arb