Co dalej z A2? "Tego nie wie nikt"

Co dalej z A2? "Tego nie wie nikt"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. Wprost 
Nikt nie może teraz przewidzieć, jak potoczą się negocjacje ws. A2 - uważają eksperci. Ich zdaniem strona rządowa może równie dobrze rozwiązać umowę z Covec, jak i zawrzeć porozumienie i ustalić, że Chińczycy będą kontynuować budowę.
- Nikt z zewnątrz, kto nie bierze udziału w negocjacjach, nie może teraz z całą stanowczością powiedzieć, jaki obrót one przybiorą - podkreślił ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski. Podobnego zdania jest prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa Wojciech Malusi.

W nocy z 9 na 10 czerwca zakończyła się kolejna tura negocjacji między chińskim konsorcjum Covec a Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. Covec przekazał stronie polskiej propozycje zmian zakresu rzeczowego i finansowego budowy A2. GDDKiA deklaruje, że zapozna się z chińskimi propozycjami i do 13 czerwca wypracuje swoje stanowisko wobec nich. Zastępca Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad Andrzej Maciejewski zapowiedział, że w przyszłym tygodniu strony mogą wrócić do rozmów. Natomiast przedstawiciele strony chińskiej nie kryli zadowolenia co do przebiegu negocjacji.

GDDKiA przyznaje, że poza Chińczykami równocześnie rozmawia z innymi wykonawcami o ewentualnym dokończeniu inwestycji, gdyby kontrakt z Covec został zerwany. Zdaniem Furgalskiego ze strony GDDKiA może to być strategia negocjacyjna. - Dzięki temu żaden z partnerów, z którymi rozmawia GDDKiA nie może czuć się zbyt pewnie jako jedyny pozostały na placu boju - wskazał ekspert. Przedstawiciele GDDKiA nie ujawniają, na czym polega proponowany przez Covec zakres zmian w kontrakcie - czy Chińczycy chcą podnieść, czy obniżyć cenę, czy proponują, że wykonają więcej, czy mniej prac. Malusi zwraca uwagę, że Chińczycy w przeciwieństwie do polskich wykonawców mogą sobie pozwolić na obniżanie cen. - Konsorcjum chińskie nie jest spółką prawa handlowego, jest przedsiębiorstwem państwowym, którego właścicielem jest państwo chińskie. Tam nie ma pojęcia strata - zysk, jak u nas. To jest przedsiębiorstwo chińskie i oni reprezentują interes państwa chińskiego, a nie właściciela prywatnego - zauważył prezes OIGD.

Zdaniem Malusiego polskie firmy na pewno nie będą kończyły inwestycji po cenach, jakie ma zapisane w kontrakcie Covec. - Zapewniam, że tu nie będzie żadnego altruizmu. Przedstawimy realne do wykonania terminy i realne ceny. Nikogo nie stać z nas - firm tutaj funkcjonujących od dawna - na to, żeby dopłacić do interesu. To jest normalna sprawa ekonomiczna, za spowodowanie straty handlowej po prostu idzie się pod sąd - podkreślił ekspert.

Z kolei zdaniem Furgalskiego rozmowy ze stroną chińską trwają tak długo, ponieważ strona rządowa może się obawiać ewentualnego posądzenia o narażanie Skarbu Państwa na szkody. Furgalski przypomniał, że Covec ma gwarancje na 130 mln zł, natomiast GDDKiA deklaruje, że w przypadku zerwania kontraktu będzie dochodzić ponad 700 mln zł odszkodowania. - Takie deklaracje dobrze wyglądają w mediach, natomiast dobrze wiemy, ile trwa dochodzenie takich roszczeń przed sądami. Tego typu sprawy trwają latami. A tu trzeba by dochodzić odszkodowania od firmy z innego kontynentu. Słowem - szukaj wiatru w polu - podkreślił Furgalski. W jego opinii pozostawienie Covec na placu budowy ma niewątpliwe zalety - prace mogłyby ruszyć szybko, nie byłoby też wątpliwości prawnych. Jednak z drugiej strony nie daje gwarancji, że budowa będzie się toczyć bezproblemowo. - Pojawiły się zatory płatnicze i to może się powtórzyć. Zwłaszcza że zaufanie podwykonawców do Covec jest zerowe, więc prawdopodobnie te firmy domagałaby się zapłaty z góry - zauważył.

PAP, arb