Problemem jest fakt, że administracja stała się rządem. Rząd tymczasem - przynajmniej teoretycznie - powinien być wobec administracji nadrzędny. Powinien wydawać polecenia, które urzędnicy mają posłusznie wykonywać. Niestety, w rzeczywistości jest na odwrót - to administracja wydaje w Polsce rozkazy. Gdyby rządu nie było, poradziłaby sobie sama. Jeśli ktoś ma złudzenia, że polski rząd rządzi administracją, a nie na odwrót, niech spojrzy na rząd belgijski. Albo raczej na brak tego rządu, który de facto nie funkcjonuje już od roku. I co? Niebo zawaliło się Belgom na głowę? Gdzież tam! Ludzie, jak żyli tak żyją, a urzędnicy, jak wypełniali bezsensowne druczki, tak wypełniają. Siłą rozpędu. Rząd okazał się dla urzędników tylko zbędnym balastem. Historyczną naleciałością. Anachronizmem. Teraz są naprawdę wolni. Teraz to oni - pracownicy administracji - są rządem.
Jeżeli więc administracja stała się rządem, to może przynajmniej ustawodawca jest od niej niezależny? Figa z makiem. Posłowie to również przedstawiciele interesów i interesików budżetówki, a że budżetówka jest od administracji zależna i chce żyć z nią w zgodzie, to koło się zamyka. I tak okazuje się, że zarówno, rząd jak i parlament to ciała administracyjne, realizujące tworzone przez siebie ad hoc przepisy wykonawcze.Jaką rolę pełni więc konstytucja? Konstytucja to szkielet na którym te nowotworowe ciała wiszą. Niestety.