"E-myto opóźnione? Można to było przewidzieć"

"E-myto opóźnione? Można to było przewidzieć"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
- Państwowi urzędnicy nie zrobili nic, by zminimalizować skutki opóźnień wprowadzenia w Polsce tzw. e-myta - ocenia Instytut Globalizacji.
3 lipca, z dwudniowym opóźnieniem, zaczął działać ViaToll, system elektronicznego poboru opłat za przejazd autostradami i drogami krajowymi (tzw. e-myto). Przyczyną opóźnienia, według wdrażającej system austriackiej firmy Kapsch, było niepodłączenie urządzeń zamontowanych na bramownicach naliczających samochodom przejechane kilometry do systemu informatycznego. Kapsch zadeklarował, że zapłaci kary kontraktowe za opóźnienie w uruchomieniu systemu, a także pokryje straty Skarbu Państwa wynikające z utraconych przychodów.

"Opóźnienie można było przewidzieć"

Według ekspertów Instytutu Globalizacji, w przypadku e-myta opóźnień można było się spodziewać. Eksperci IG podkreślają, że na realizację projektu wykonawca otrzymał 8 miesięcy, a to zbyt mało. – Termin wykonania systemu był nierealny. Na wdrażanie przedsięwzięcia potrzebny był co najmniej rok, więc należało rozważyć przedłużenie zakończenia wdrażania systemu o kilka miesięcy – uważa dr Tomasz Teluk, prezes Instytutu Globalizacji. – Polski projekt jest znacznie bardziej rozbudowany i skomplikowany, niż w sąsiednich krajach. W Austrii implementacja systemu trwała półtora roku – dodaje.

Tiry unikną opłat?

Zdaniem IG, należy wstrzymać się z oceną systemu ViaToll, do czasu, gdy będzie on funkcjonalny w stu procentach. - Specyfika wdrażania systemów elektronicznego poboru opłat wymaga korekt i modyfikacji w początkowej fazie uruchamiania. Tak działo się we wszystkich krajach, gdzie wdrażano system e-myta - podkreślają przedstawiciele Instytutu. Eksperci IG ostrzegają jednak, że w przypadku Polski można spodziewać się wielu dodatkowych problemów. Według IG, kłopoty sprawia biurokracja, przez którą utrudnione jest stawianie bramownic. IG podkreśla, że w Polsce brakuje jednolitych regulacji w tej materii, a urzędnicy różnie interpretują istniejące przepisy. - Należy także brać pod uwagę obniżoną szczelność systemu. Inspekcja Transportu Drogowego nie otrzymała środków na dodatkowe etaty kontrolerskie (potrzeba około 500 kontrolerów, a będzie ich zaledwie kilkudziesięciu – odsuniętych od innych zadań) - przestrzega IG. – Wiele wskazuje na to, że tiry będą jeździć drogami za darmo, unikając opłat – niezależnie od tego, czy system jest w pełni funkcjonalny – ocenia Tomasz Teluk. 

"Zapłacą podatnicy i kierowcy"

IG akcentuje, że za chaos prawny i informacyjny związany z e-mytem zapłacą podatnicy. - W związku z brakiem kontroli wpływy z e-myta mogą okazać się niższe, niż pierwotnie zakładano. Ucierpi także branża transportowa, która nie może efektywnie zarządzać bieżącymi operacjami - mówią eksperci IG. Ostrzegają, że jeżeli ruch transportowy przeniesie się na boczne drogi, ucierpią mieszkańcy mniejszych miejscowości, a na drogach lokalnych zmniejszy się bezpieczeństwo. - W tym przypadku winnymi nie będą kierowcy, których najczęściej obwiniają urzędnicy, nie wykonawca systemu, ale złe zarządzanie projektem ze strony GDDKiA i resortu infrastruktury – uważa Instytut Globalizacji.

Zapłać by przejechać

System e-myta obejmuje sieć 1560 km dróg. Stawki opłaty wynoszą 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr autostrad i dróg ekspresowych oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dróg krajowych. Więcej za przejazd płacą samochody ciężkie i mocno zanieczyszczające środowisko. , a lżejsze i przyjaźniejsze środowisku - mniej. Dochody z e-myta mają trafiać do Krajowego Funduszu Drogowego. Pieniądze mają być przeznaczane na budowę, modernizację i utrzymanie dróg.

zew, PAP