Biały Dom i Demokraci oświadczyli, że rozłożenie całego procesu na dwa etapy jest nie do przyjęcia, gdyż stwarza sytuację niepewności, szkodliwą dla gospodarki. Krytycy Obamy uważają jednak, że chodzi głównie o względy polityczne - w przyszłym roku odbywają się wybory i prezydent nie chce, by odnowienie sporu o wydatki rządowe utrudniało mu reelekcję.
Demokraci przedstawili swój własny projekt rozwiązania problemu limitu zadłużenia. Według niego, podniesiono by go od razu o 2,7 biliona dolarów. Plan, zaprezentowany przez lidera demokratycznej większości w Senacie Harry'ego Reida, przewiduje redukcję deficytu w drodze zmniejszenia wydatków o około 2,4 biliona dolarów. Republikanie uznali go za niewiarygodny, m.in. dlatego, że do cięć wydatków zaliczono także oszczędności na kosztach wojny w Afganistanie rzędu około biliona dolarów - w sytuacji gdy trudno je dziś oszacować. Demokraci mają większość w Senacie, ale niewystarczającą do przełamania obstrukcji parlamentarnej (filibuster) przez Republikanów - potrzeba do tego minimum 60 głosów na 100. Oznacza to, że nawet w Senacie plan Reida skazany jest na odrzucenie.
Tymczasem już tylko pięć dni dzieli USA od daty wyznaczonej przez administrację Obamy jako ostateczny termin podniesienia dotychczasowego limitu zadłużenia, by rząd mógł zaciągać dalsze pożyczki na spłatę swoich rachunków. Chodzi tu o takie należności jak np. wypłaty emerytur, rent i innych świadczeń socjalnych oraz spłatę poprzednich pożyczek poprzez wykup obligacji skarbowych USA. 2 sierpnia skończyć mają się rezerwy budżetowe, tzn. dochody z podatków nie starczą na bieżące spłaty należności. Perspektywa niewypłacalności USA może doprowadzić do obniżenia ratingu ich wiarygodności kredytowej i wywołać panikę na rynkach finansowych.
Wielkie banki amerykańskie, m.in. Goldmann Sachs Group Inc. i JPMorgan Chase&Co., wezwały już obie strony konfliktu do kompromisu w imię zażegnania kryzysu. "Konsekwencje braku działania - dla naszej gospodarki, dla rynku pracy, dla sytuacji finansowej amerykańskich przedsiębiorstw i rodzin oraz amerykańskiego przywództwa ekonomicznego na świecie - będą bardzo poważne" - ostrzegli prezesi banków.
PAP, arb