Londyńscy bankierzy: zarabiamy za dużo

Londyńscy bankierzy: zarabiamy za dużo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Londyńskie city, fot. Wikipedia
66 proc. pracowników londyńskiego City przyznało, że są opłacani zbyt wysoko, zwłaszcza w porównaniu z pracownikami sektora publicznego - wynika z raportu ośrodka ComRes na zlecenie chrześcijańskiego think tanku St Paul's Institute.
Badania ankietowe przeprowadzone w sierpniu-wrześniu w grupie 515 osób miały na celu zbadanie stosunku bankierów, maklerów giełdowych, generalnych dyrektorów stu największych korporacji i innych profesjonalistów sektora finansowego do etycznych aspektów wysokich zarobków i premii oraz zagadnień społecznej odpowiedzialności. Wyniki publikuje St Paul's Institute w poniedziałek w formie raportu "Value and Values: Perceptions of Ethics in the City Today" (Wartość i wartości: Jak City postrzega zagadnienia etyczne dziś) na swym portalu.

Oni są przepłacani najbardziej

Wielu respondentów sądzi, że najbardziej przepłacanym zawodem są prawnicy, lekarze są mniej więcej opłacani tak, jak być powinni, nauczyciele i pielęgniarki zaś mają ciężko, bo są niedopłacani. 75 proc. ankietowanych zgadza się z opinią, że rozziew między biednymi i bogatymi jest za duży. 2/3 uczestników ankiety przyznało, że do pracy motywują ich wysokie zarobki i premie, a zadowolenie z pracy jest na dalszym planie. Nieco ponad połowa sądzi, że etyce City zaszkodziła deregulacja rynków finansowych (wprowadzona w 1986 r. za rządów Margaret Thatcher). Tylko 14 proc. respondentów zna sens łacińskiej sentencji będącej mottem londyńskiej giełdy Dictum Meum Pactum (jestem związany danym słowem). Ok. 1/3 ankietowanych deklaruje się jako ludzie wierzący.

Raport później, najpierw dymisja

Raport miał być opublikowany 27 października, ale termin odroczono z uwagi na ustąpienie z funkcji kanclerza londyńskiej katedry św. Pawła kanonika Gilesa Frasera, który poróżnił się z hierarchami ws. protestu "oburzonych", od połowy października koczujących w namiotach na przykatedralnym placu. W cztery dni później w ślady Frasera poszedł dziekan katedry Graeme Knowles. Zarówno Fraser, jak i Knowles napisali wprowadzenie do raportu. "Fakt, że obroty londyńskiego City w tak dużym stopniu zależą obecnie od technologii, a o wiele mniej od bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, może w pewnym stopniu tłumaczyć, dlaczego poczucie moralnej odpowiedzialności (w City - PAP) nie jest tak silne jak kiedyś" - napisał we wstępie Fraser. W ocenie komentatorów raport wpisuje się w społeczne niezadowolenie z powodu zarobków i premii w sektorze bankowym, który w następstwie krachu z lat 2008-09 w sporej części został wyratowany za pieniądze podatnika i do dziś korzysta z tanich możliwości finansowania się dzięki polityce Banku Anglii.

Kościół zabiera głos

Kościół anglikański zaczął się ostatnio mocniej wypowiadać przeciw ekscesom bankierów. Jego duchowy zwierzchnik abp Canterbury Rowan Williams w ubiegłym tygodniu opowiedział się za nałożeniem na banki podatku od transakcji finansowych. Drugi z najwyższych hierarchów tego Kościoła, abp Yorku John Sentamu oświadczył w sobotę, że "ekscesy sektora finansowego przyczyniły się do powstania ogromnych nierówności społecznych". Jego zdaniem reakcja społeczna wobec nadmiernej, nieusprawiedliwionej koncentracji bogactw w rękach najbogatszych powinna stać się tak samo negatywna, jak w ostatnich latach stała się wobec rasizmu, homofobii czy dyskryminacji ze względu na płeć.