Palikot chce euroobligacji. "Inaczej przegramy z kryzysem"

Palikot chce euroobligacji. "Inaczej przegramy z kryzysem"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Palikot (fot. YouTube) 
Szef Ruchu Palikota Janusz Palikot opowiedział się za tym, by w reakcji na kryzys wprowadzić euroobligacje i zacieśnić współpracę europejską. Lider Ruchu spotkał się 21 listopada z szefem liberałów w europarlamencie Guyem Verhofstadtem.
Palikot po spotkaniu z Verhofstadtem zwrócił uwagę, że kłopot ze sprzedażą obligacji krajowych mają wszystkie kraje, nie tylko Włochy, Węgry czy Grecja. - Polska nie jest dzisiaj w takiej sytuacji, że łatwo sprzeda obligacje. Nikt nie sprzeda dzisiaj łatwo obligacji krajowych, dlatego w naturalny sposób rodzi się idea przezwyciężenia tego narodowego myślenia w Europie w tym zakresie i zbudowania właśnie tych euroobligacji - oświadczył lider Ruchu Palikota. Polityk zaznaczył, że zdaje sobie sprawę, iż dla wielu środowisk w każdym państwie europejskim będzie to oznaczało wielką dyskusję na temat tego czy traci się pewną niezależność, czy też nie. - Jeśli tego nie przezwyciężymy, jeśli nie wprowadzimy chociażby tego typu instrumentów, to wydaje się, że dzisiejszy kryzys jest na tyle głęboki, że samym tylko obecnym trwaniem, mocną obroną euro, bez nowych instrumentów, jak np. euroobligacje, czy jakichkolwiek innych, które popychają w kierunku głębszej integracji, my tego kryzysu do końca nie przezwyciężymy - ocenił Palikot. Ostrzegł przy tym, że jeśli nie uda się wygrać z kryzysem, będzie się on jeszcze przez kilka lat "sączył", znacznie obniżając potencjał gospodarczy UE.

Lider Ruchu Palikota ocenił też, że problemem UE jest fakt, iż mieszkańcy Europy nie czują wizji i przywództwa Wspólnoty - w związku z czym część z tych, którzy mają pieniądze, zastanawia się, czy nie zainwestować ich w Chinach czy w Afryce. Jego zdaniem, w takiej sytuacji w jakiej znajduje się teraz UE, zasadne jest pytanie czy mniejsze kraje, takie jak Belgia czy Polska nie mogą wywrzeć presji na zmianę zachowania innych państw Unii i pójścia w kierunku głębszego zintegrowania Europy.

Z kolei przewodniczący Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE) w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt ocenił, że Europa stoi w tym momencie przed zasadniczym wyborem między tym czy jeszcze bardziej się integrować, czy wręcz przeciwnie. - Potrzebujemy pełnej integracji, potrzebujemy unii federalnej, potrzebujemy rządu europejskiego, również rządu, który będzie się zajmował sprawami gospodarczymi, potrzebujemy euroobligacji, których na razie nie ma i my jesteśmy za tym wyborem - oświadczył. Dodał, że w obliczu tego, co dzieje się na rynkach finansowych, zarówno Ruch Palikota, jak i ugrupowanie ALDE opowiadają się za bliższą współpracą na poziomie europejskim. Zaznaczył też, że oba ugrupowania chciały nawiązać dialog, ponieważ zarówno Ruch Palikota, jak i porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy opowiadają się za zacieśnianiem integracji europejskiej. - Nie spodziewałem się, że będę w Polsce, ale okazało się, że Ruch Palikota odniósł tak duży sukces. Jest to ugrupowanie polityczne, które opowiada się za swobodami obywatelskimi i gospodarką rynkową, w której główną rolę odgrywają małe i średnie przedsiębiorstwa i to są również wartości, które my podzielamy - tłumaczył były premier Belgii.

Euroobligacje po raz pierwszy zaproponował 20 lat temu ówczesny szef KE Jacques Delors. Wówczas pomysł odrzucono. Wariantów wspólnotowych obligacji jest kilka - łączy je jednak przekonanie, że za wspólną walutą powinien stać wspólny dług. Pomysł w uproszczeniu oznacza, że kraje strefy euro zamiast indywidualnie zadłużać się na rynkach emitowałyby wspólne papiery dłużne. Dzięki temu kraje uważane za bezpieczne, jak Niemcy czy inne kraje Północy, jak Holandia czy Finlandia, użyczyłyby swojej wiarygodności mniej bezpiecznym krajom Południa. Tym samym kraje Południa zyskałyby dostęp do niżej oprocentowanego kapitału i czas na niezbędne reformy strukturalne. Do najgorętszych zwolenników euroobligacji obok Verhofstadta należy szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oraz były minister finansów Włoch Giulio Tremonti. Przybywa ich stale, w miarę jak okazuje się, że fiaskiem kończą się dotychczasowe metody walki z kryzysem.

PAP, arb