UE, mydło i powidło

UE, mydło i powidło

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na rynku mydła i powidła zapanował zamęt. Oto jeden z ważnych producentów tych cennych dóbr fałszował swoje sprawozdania finansowe, przejadał kredyty – i w rezultacie znalazł się na krawędzi bankructwa, które mogłoby podważyć zaufanie konsumentów do producentów mydła i powidła w ogóle. A tego potentaci w tej branży zdecydowanie nie chcieli.
Co robić? – zaczęli głowić się prezesi wielkich korporacji produkujących mydło i powidło. Z każdym dniem sytuacja na rynku stawała się coraz trudniejsza. Klienci, banki, inwestorzy i rynki finansowe zaczęły z uwagą przeglądać księgi rachunkowe przedstawicieli branży. I okazało się, że księgowi rzeczonych firm, od pewnego czasu popisywali się dużą inwencją, byle tylko nie wykazać, że kasa świeci pustkami, a źródeł dodatkowego dochodu nie widać.

Tego było już za dużo dla mydłowo-powidłowych magnatów. W związku z kryzysem zwołano wielki zjazd producentów mydła i powidła, na którym ogłoszono, że w związku z zaistniałą sytuacją od teraz mydło i powidło będzie produkować jedna duża firma – a dotychczasowi, niezależni producenci tych dóbr, staną się jej oddziałami regionalnymi. Takie rozwiązanie miało mieć liczne plusy: po pierwsze księgowi takiego konsorcjum mieli być rekrutowani spośród ludzi poważnych, dla których słupek „ma" musi bilansować się ze słupkiem „winien” – a żadne lokalne sentymenty nie mają dla nich znaczenia. Po drugie – połączenie kapitałów, które jeszcze pozostały zubożałym producentom mydła i powidła – miało zapewnić nowej spółce siłę ekonomiczną wystarczającą do tego, by rzucić wyzwanie producentom szamponu i miodu zza oceanów. Po trzecie – produkując mydło i powidło wszędzie na tych samych zasadach uniknie się psucia towaru przez tych, których nie stać na pełnowartościowe składniki – i dzięki temu klienci nie będą grymasić, a może nawet polecą mydło i powidło swoim znajomym? Bo kiedy każdy produkuje mydło i powidło tak jak chce, to potem na rynku pojawiają się wybrakowane egzemplarze, trzeba obniżać cenę, na czym tracą ci, którzy do powidła nie dosypują trocin i którzy produkują ładnie pieniące się mydło. – My tu już mamy wszystkie dokumenty przygotowane przez naszych prawników – podsumowała prezes największego na rynku producenta mydła i powidła. - Wystarczy podpisać, meine Damen und Herren – dodała.

W tym momencie o głos poprosił jednak noszący na głowie gustowny melonik producent mydła i powidła zza morza. – Mam pewne wątpliwości – powiedział wprost. Po pierwsze: czy wyeliminowanie konkurencji z naszego rynku nie doprowadzi do tego, że nikt się nie będzie starał robić mydło i powidło lepiej i taniej od innych? Skoro wprowadzimy nakaz produkowania tych dóbr po takich samych cenach, z takich samych surowców, w takich samych fabrykach – to w imię czego mielibyśmy modyfikować nasz produkt? Dla dobra klientów? Ale przecież oni będą i tak skazani na jedno mydło i powidło. A jeśli już o klientach mowa – to czy oni, skazani wszędzie na to samo mydło i powidło, nie będą za nie płacili coraz więcej? Cóż bowiem powstrzyma władze nowego konsorcjum przed swobodnym podnoszeniem cen, jeśli nie będą one musiały stawiać czoła żadnej konkurencji? I kto będzie kontrolował zarząd spółki ustalający zasady produkcji mydła i powidła? Czy nie będzie tak, że będziemy je robili według receptury sprawdzającej się w kraju słonecznym, ale zupełnie niepraktycznej w mojej deszczowej ojczyźnie? No i wreszcie – jak podzielimy się zyskami?

Zadumali się producenci mydła i powidła. I tak dumają do dziś.

A my porozmawiajmy o przyszłości UE.