Hazard po amerykańsku

Hazard po amerykańsku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amerykańska Izba Reprezentantów przegłosowała ostatecznie plan wydatków rządowych na przyszły rok (w wysokości – bagatela – ok. biliona dolarów). Przełom nastąpił w ostatniej chwili - gdyby Demokraci nie porozumieli się z Republikanami 17 grudnia doszłoby do wstrzymania wypłat wynagrodzeń pracownikom administracji federalnej – ponieważ nie byłoby ich z czego wypłacić. Tym razem jeszcze się udało. Czy następnym razem też się uda?
Pomimo ponurych prognoz gospodarczych na przyszły rok zarówno Republikanie, jak i Demokraci są zdeterminowani, by nie zrobić ani kroku wstecz. Ci pierwsi żądają obniżenia podatków i ograniczenia wydatków rządowych. Ci drudzy postulują zwiększanie wydatków, które ma na celu ożywienie gospodarki. Nic dziwnego, że w Kongresie co i rusz dochodzi do impasu: jak bowiem połączyć ogień z wodą?

Nie da się ukryć, że sytuacja gospodarcza w Stanach Zjednoczonych jest zła. Prognozy są co prawda lepsze, niż dla pogrążonej w kryzysie euro Europy, ale wzrost PKB szacowany na 2-3 proc. w skali roku nie wywołuje entuzjazmu za oceanem. Marzący o reelekcji Barack Obama kładzie akcent na korzystne dla jego administracji liczby: bezrobocie w USA spada, a w ostatnich miesiącach powstają nowe miejsca pracy.  Liczbom jednak można kazać mówić wszystko: autor artykułu w „The Economist" zauważa, że bezrobocie rzeczywiście spadło, ale nie ze względu na wysyp nowych etatów. Tajemnicą „sukcesu” Obamy jest to, że coraz więcej Amerykanów pozostaje na długotrwałym bezrobociu,  wypada z rynku pracy i tym samym przestaje być zaliczanych do grona statystycznych bezrobotnych. W rzeczywistości bez pracy pozostaje więc nie 8,6 proc. lecz około 10 proc. Amerykanów. Jeżeli dodatkowo uwzględni się ludzi pracujących dorywczo i nie mogących znaleźć stałego zatrudnienia, wskaźnik bezrobocia podskakuje do 15 proc. Do tego pozostaje problem długu publicznego, który nie ma zamiaru przestać rosnąć.

Można by się spodziewać, że w takiej sytuacji Demokraci i Republikanie będą skłonni do rzeczowych dyskusji. Ale gdzie tam – idą przecież wybory i należy udowodnić, że nasza jest racja i tylko nasza. A tematy gospodarcze traktowane są przez obie strony jak asy schowane w rękawie – a że liczba ekonomicznych problemów jest bardzo duża, to z owych asów da się ułożyć całą talię. Dochodzi do groteskowych sytuacji: kiedy Demokraci proponują obniżkę podatku od wynagrodzeń, co zdaje się trafiać w ideologię konserwatystów, Republikanie są przeciwko, argumentując, że „obniżka nie jest dość duża".

Przyzwyczailiśmy się do tego, że politycy w gorącym, przedwyborczym okresie są skłonni chwytać się wszystkiego, byle tylko pozostawić przeciwników w pobitym polu i przejąć władzę. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że polityczne rozgrywanie kryzysu gospodarczego w wykonaniu Demokratów i Republikanów przypomina niebezpieczny blef. A hazard dużo częściej prowadzi do ruiny niż do bogactwa.